Grzeszczyk ma w kontrakcie zapisaną kwotę odstępnego. Wynosi ona 600 tysięcy złotych. Tyle też skłonni są zapłacić za niego łodzianie. Natomiast problem z wydaniem takiej kwoty miałaby Lechia, która - mając na uwadze niezbyt wysoki budżet - chce rozsądnie kupować. Gdańszczanie liczą jednak na porozumienie z działaczami Wisły Płock. Z przekonaniem samego piłkarza do transferu nie powinni mieć większego problemu.
A wszystko dlatego, że w nowym klubie zarabiałby znacznie więcej niż obecnie. Z kolei łodzianie nie chcą zapewnić zawodnikowi takich samych zarobków, co Lechia. - Naprawdę ciekaw jestem, skąd ma pan takie informacje - irytuje się Grzeszczyk. - Ale ok., sporo w tym prawdy. Jeśli Widzew wychodzi do mnie z taką ofertą, to... Ale Lechia rzeczywiście oferuje mi lepszy kontrakt - mówi serwisowi SportoweFakty.pl.
22-latek w czwartek przyjechał do Łodzi, aby rozmawiać na temat swojej przeprowadzki. Do porozumienia między obiema stronami jednak nie doszło. - Wszystko stoi w miejscu. Nie chciałbym mówić, jak wiele nas dzieli. Rozbieżności są, choć możliwe, że wkrótce się dogadamy - przyznaje.
Zarówno Lechia, jak i Widzew pilnie poszukują wzmocnień w drugiej linii. Młody i utalentowany Grzeszczyk, który ma za sobą udane pół roku, wydaje się być odpowiednim kandydatem. Niewykluczone jednak, że... pozostanie w Płocku. - Nigdzie mi się nie spieszy. Mam jeszcze przez półtora roku ważną umowę. Może latem pojawią się jakieś lepsze, ciekawsze opcje transferowe? Może lepiej jeszcze zaczekać? - zastanawia się.