Zanim jednak Nafciarze wzięli się za strzelanie bramek, przeżyli kiepskie 45 minut. Przez ten czas praktycznie ani razu nie zagrozili rywalom, stracili gola i przy lepszej skuteczności gospodarzy przegrywaliby w większych rozmiarach. - Mieliśmy problem w pierwszej połowie, nie mogliśmy się odnaleźć. Po przechwycie piłki od razu ją traciliśmy. Już w poprzednich meczach zdarzało się, że drużyna przeciwna dominowała. W szatni powiedzieliśmy sobie, co trzeba zmienić i po powrocie na boisko robiliśmy wszystko, co jak najlepiej potrafimy i to przynosiło efekty - powiedział Arkadiusz Reca.
Wychowanek Kolejarza Chojnice zaliczył czwarty występ (trzeci w I lidze) w barwach płockiej Wisły. Nie licząc meczu Pucharu Polski z Drutex-Bytovią, wyszedł na murawę po raz pierwszy w wyjściowej jedenastce. Owocny był to występ, bo skrzydłowy w 56. i 83. minucie wpisał się na listę strzelców, znacząco przyczyniając się do zwycięstwa swojego zespołu 3:1.
- Przy pierwszej bramce byłem rozpędzony, wjechałem w pole karne i zobaczyłem, że krótki róg jest wolny i uderzyłem. Przy drugiej faktycznie dostaliśmy prezent. Piłka przeleciała obrońcy pod nogą i zrobiłem to, co powinien każdy zawodnik w takiej sytuacji - podkreślił. Gol na 3:1 był efektem efektownego loba.
Mecz Sandecji Nowy Sącz z Wisłą Płock dobitnie pokazał, że bardzo dobra gra w pierwszej połowie to zdecydowanie za mało, by wygrać. Biało-czarni dominowali, ale zespół przyjezdny przetrwał napór i po przerwie zdołał odrobić jednobramkową stratę. - Sandecji chyba zabrakło sił, koncentracji w tych ostatnich minutach, a my to wykorzystaliśmy - zakończył Arkadiusz Reca.