„Pan profi” – takimi transferami przywitali się z Juventusem prezydent Andrea Agnelli i dyrektorzy Giuseppe Marotta oraz Fabio Paratici. Zmiany i związane z nimi ruchy kibice przywitali z entuzjazmem. Bo miały to być ruchy w górę tabeli i w stronę sukcesów w Europie. Nazwisko Agnelli w końcu dużo obiecywało i zobowiązywało.
Juventus zaczął średnio i średniakiem pozostał przez cały sezon 2010-11. Nie podźwignął się z siódmego miejsca, na które zlądował rok wcześniej. W Lidze Europy zapisał się kompletem remisów w grupie z Lechem, Manchesterem City i Salzburgiem. Na tym ugorze Krasić zdawał się być całkiem ładnym kwiatem. Jeszcze zanim wybiegł po raz pierwszy na boisko w biało-czarnych barwach już zaskarbił sobie sympatię i szacunek kibiców.
W sierpniu 2010 roku przed pierwszym treningiem poleciał do Belgradu pozałatwiać sprawy papierkowe, pozwalające na podjęcie pracy we Włoszech. Któryś z urzędników coś zaniedbał, dopełnienie formalności się przedłużyło i w efekcie Krasić spóźnił się na rejsowy samolot, na który klub zarezerwował bilety. Następny odlatywał dopiero nazajutrz, co oznaczałoby wprawdzie usprawiedliwioną, ale jednak absencję na pierwszych zajęciach. Serb wiele się nie namyślając, wynajął prywatny samolot, zapłacił 10 tysięcy euro za transport i dotarł na czas. Od nikogo nie domagał się zwrotu kosztów. Wszyscy na każdym kroku podkreślali, że to wzór profesjonalisty. Kto mógłby zachować się podobnie? Tylko Pavel Nedved.
Każdego innego nowicjusza, tym bardziej przybywającego do Serie A tylko z ligi rosyjskiej, porównanie do jednego z najlepszych cudzoziemców w całej historii ligi włoskiej, musiałoby speszyć, ale nie Krasicia. Po pierwszych obiecujących i kolejnych bardzo udanych występach w Juventusie stwierdził, że to zaszczyt dla niego i że ze wszystkich sił postara się zbliżyć do poziomu Nedveda.
Jednak włoska prasa bez zwracania uwagi na akceptację czy protesty Serba odtrąbiła wszem i wobec narodziny nowego Nedveda. Ktoś przytomny zadał pytanie, czy gdyby Krasić miał krótkie i ciemne włosy to też takie porównanie byłoby oczywiste? Inni odpowiadali chórem, że nie o sam wygląd przecież chodziło. Niby połączyło ich znacznie więcej.
Obaj grali na skrzydle i byli maniakami pracy. Nedved przyznawał się, że trenował nawet w Boże Narodzenie. Kiedy Krasiciowi urodziła się córka Mila (Sebastian Mila się ucieszy), poleciał do Belgradu, ucałował żonę oraz dziecko i szybko powrócił do Turynu, byle tylko zdążyć na trening. Lubił ciężko pracować i kochał biegać. Miał niespożyte siły, podczas meczu wykonywał ogromną liczbę rajdów, zakończonych albo dośrodkowaniami, albo strzałami. Jak Nedved pchał cały czas drużynę do przodu. Padolino.
Tomasz Lipiński
Więcej w tygodniku "Piłka Nożna"
"Piłka Nożna" poleca:
TV: Co ciekawego w tym tygodniu? --->>
Wywiad tygodnia z Cezarym Kucharskim: Z Zibim nie poróżniły nas Roma i Juve --->>
90 minut z Kamilem Grosickim: Przed Euro udzielę wywiadu po francusku --->>