Łukasz Sekulski: Głowa do góry, biorę to na klatę

Łukasz Sekulski w meczu ze Śląskiem zmarnował doskonałą okazję na zdobycie gola. - Nie zapomniałem jak się strzela gole - mówił po meczu napastnik Jagiellonii Białystok, która we Wrocławiu przegrała 1:3.

Łukasz Sekulski to ciekawy przypadek. Udanie zadebiutował w Ekstraklasie, premierową bramkę w najwyższej klasie rozgrywkowej zdobywając już w swoim pierwszym występie w elicie. Jagiellonia Białystok wyciągnęła 24-latka z II-ligowej Stali Stalowa Wola, dla której ten w minionym sezonie zdobył aż 30 goli w 33 występach, trafiając do siatki rywali co 96 rozegranych minut.

W sobotę Sekulski w 14. minucie powinien strzelić gola Śląskowi Wrocław. Mając niemal pustą bramkę uderzył jednak tak, że Mariusz Pawełek zdołał odbić piłkę na korner. - Będę wspierał Sekulskiego, bo bardzo prosto zawodnika od razu skreślić po tym, jak nie wykorzystał sytuacji. Na pewno będzie strzelał gole. Znajduje się przy tych sytuacjach, brakuje mu spokoju. Po odejściu Tuszyńskiego po prostu psychicznie widać, że wziął na siebie za dużo obciążenia. Trzeba je z niego zdjąć. Będę go wspierał i na pewno nie odstawmy go, ani nie zrobimy z niego kozła ofiarnego - komentował po meczu Michał Probierz. Co na to sam piłkarz?

WP SportoweFakty: Ta 14. minuta będzie siedziała w pana pamięci? Trener Michał Probierz mówił, że nie można pana skreślać, robić z pana kozła ofiarnego. Sam w przerwie meczu przed kamerą nc+ mówił pan jednak, że to powinien być gol.

Łukasz Sekulski: Nie zmieniam zdania. To jest stuprocentowa sytuacja, która musi się zamienić w bramkę dla naszej drużyny. Taka jest piłka, zdarzają się też i takie sytuacje, gdy w tak dogodnej okazji zawodnicy nie trafiają. Teraz mnie się to przydarzyło. Mam nadzieję, że teraz już nie będzie takich klopsów z mojej strony. Głowa do góry, biorę to na klatę. Trzeba ciężką pracą pokazać na treningach, że nadal może na mnie trener liczyć i zasługuję na kolejne szanse. Teraz najłatwiej będzie spuścić głowę i powiedzieć, że jestem słaby. Nie - nie zapomniałem jak się strzela gole. Trzeba podnieść głowę i wyciągnąć wnioski, a w następnych spotkaniach w takich sytuacjach być pewnym siebie i spokojnie trafić piłką do bramki.

Po tym, jak zaczynał pan sezon w podstawowym składzie, później nadszedł czas, w którym brakowało dla pana miejsca. Teraz ze Śląskiem Wrocław wyszedł pan w wyjściowej jedenastce. Pomogła ta przerwa na mecze reprezentacji?

- Na pewno jak jest więcej czasu na treningi i na tę aklimatyzację, to jest lepiej. Teraz nie ma co szukać dziury w całym. Treningi i ciężka praca - trzeba za wszelką cenę zrobić wszystko, aby w kolejnych meczach zdobywać bramki i wygrywać spotkania. Tylko to nas interesuje.

Jaromir Wieprzęć, pana trener z czasów gry w Stali Stalowa Wola mówił, że w II lidze był pan klasą sam dla siebie. Udanie zadebiutował pan w Ekstraklasie, premierową bramkę w najwyższej klasie rozgrywkowej zdobywając już w swoim pierwszym występie. Dużo dzieli II ligę od Ekstraklasy?

- Na pewno jest przeskok, nie oszukujmy się. Ja się nad tym nie chcę zastanawiać. Przyszedłem do Jagiellonii, żeby grać i pomagać drużynie bramkami, asystami oraz dobrą dyspozycją. Będę ciężko pracował, aby nadal te szanse od trenera dostawać. Wiadomo, że tu jest dużo większa konkurencja i jakby nie było jest troszeczkę wyższy poziom.

Jak Patryk Tuszyński odchodził z Jagiellonii Białystok pojawiło się u pana w związku z tym lekkie zadowolenie? O miejsce składzie może jest troszeczkę łatwiej.

- Nie, broń Boże. I tak w Ekstraklasie jest zawsze rywalizacja i jest nas wielu do gry w przodzie. Każdy ma ambicje, każdy chce grać. Trzeba się cieszyć z takich sytuacji jak ta Patryka, że udało mu się wyjechać. Myślę, że to jest każdego marzeniem. Nie odebrałem tego w kwestiach: o super, teraz będę grał. Po prostu cały czas trzeba się pokazywać trenerowi i ciężko pracować.

Jagiellonia Białystok to dobre miejsce do promowania zawodników, co pokazują ostatnie transfery z tego klubu.

- Na pewno. Widać to po transferach, że z Białegostoku co rusz odchodzą zawodnicy. Trzeba robić wszystko i ciężko pracować, aby jak najwięcej z nas znajdowało się później w takiej sytuacji, jak choćby Patryk Tuszyński czy Nika Dzalamidze oraz Maciek Gajos.

Miał pan dylemat decydując się na Jagiellonię Białystok? Biło się o pana wiele klubów.

- To już jest poza mną. Podjąłem decyzję przyjmując najlepszą ofertę jaka była. Poszedłem do drużyny, która zajęła trzecie miejsce w Ekstraklasie, zdobyła brązowy medal. Z tego się bardzo cieszę, że jestem w Białymstoku.

Rozmawiał Artur Długosz

Komentarze (0)