Śląsk wygrał z Jagiellonią Białystok, chociaż pierwsza połowa na to nie wskazywała. Ta część meczu zakończyła się bezbramkowym remisem, po którym podopieczni Michała Probierza mogą pluć sobie w brodę. Stare piłkarskie porzekadło mówi, że niewykorzystane okazje się mszczą i tak było w sobotę we Wrocławiu. Po przerwie Śląsk ruszył do ataku, strzelił trzy gole i pewnie zwyciężył 3:1. Tadeusz Pawłowski cieszył się przede wszystkim z tego, że to nad czym pracował ze swoimi podopiecznymi przez ostatnie dwa tygodnie, dało w meczu pozytywny efekt.
Spełnione założenia
W poprzedniej kolejce wrocławianie wysoko przegrali z Wisłą w Krakowie. W tamtym meczu fatalnie spisywała się zwłaszcza formacja defensywa WKS-u. - Przez dwa tygodnie przede wszystkim pracowaliśmy nad grą w defensywie. Przeanalizowaliśmy mecz z Wisłą. Przez niekonsekwencję pomocników, trochę złego ustawienia, straciliśmy bramki, które nie były przygotowane taktycznie przez rywala - wyjaśniał trener.
- W sobotę graliśmy z bardzo dobrym zespołem i to było dobre widowisko. To było widać, szczególnie w pierwszej połowie, kiedy Jagiellonia miała swoje szanse. Po przerwie to już zdecydowanie bardzo dobra gra mojego zespołu, wiele sytuacji bramkowych, trzy gole zdobyte. Uważam, że to zasłużone zwycięstwo, z czego się cieszę. Poprawiliśmy grę. Nad tym ostatnio pracowaliśmy. Przeciwnik nie miał tylu szans na kontrę, a ma kim straszyć, bo ma świetnych zawodników w ofensywie. Dziękuję moim chłopakom, bo zagrali dobry mecz - zaznaczył.
Dla losów tego spotkania ważne było to, co stało się w przerwie spotkania. - Nie można mieć w takim momencie pretensji, trzeba zwrócić uwagę na to, co jest lepsze. Mieliśmy w drugiej połowie być konsekwentni. I to nam się udało. Po bramce mogliśmy grać z kontry. Wtedy gra nam się dobrze układała - podkreślał Pawłowski.
Kluczowa w wariancie gry zastosowanym przez Śląsk była rola dwóch defensywnych pomocników, którzy występują na pozycji numer sześć. - Zdecydowanie graliśmy dwoma "szóstkami". W pewnych momentach czy zachowaniach ich zadaniem było wchodzić w linię obronną. Przy naszej piłce Krzysiek Danielewicz miał spełniać rolę "ósemki". Nad tym musimy jeszcze trochę popracować. Gra była dla Krzysia trochę za szybka, szczególnie w pierwszej połowie. Determinacja i dużo biegania zniwelowały jednak braki techniczne. Jesteśmy zespołem, który dobrze gra poprzez dobrą pracę całego sztabu szkoleniowego - skomentował szkoleniowiec.
Wojownik Celeban
Wynik meczu otworzył Piotr Celeban, który wykorzystał zagranie Petera Grajciara z rzutu rożnego. - Stały fragment gry, po którym padła bramka - uczulaliśmy zawodników, że Celeban dobrze wchodzi. Jest z tego znany, to nie pierwszy raz - irytował się Michał Probierz.
Celeban to specjalista od gry głową w polu karnym przeciwnika. Ten obrońca w całej swojej karierze strzelił już 37 goli, a także popisał się 10 asystami. Dokonał tego w 287 oficjalnych występach. W meczu z Jagiellonią Celeban nie miał łatwo, bo...
- Ma spuchniętą rękę, ale jest tak skupiony na meczu, że nawet nie chce, żeby doktor go sprawdził w trakcie spotkania. Nawet nie chce jechać na prześwietlenie. Zobaczymy, jak to będzie wyglądać po nocy. Przetrwaliśmy mecz bez kontuzji. Możemy w niedziele zacząć spokojnie pracować przed spotkaniem z Górnikiem - wyjaśniał Tadeusz Pawłowski.
Marcel Gecov zamiast solenizanta
W dniu meczu z Jagiellonią 25. urodziny obchodził pomocnik Śląska, Tom Hateley. Ten zawodnik dołączył do zespołu z Wrocławia przed rundą wiosenną sezonu 2013/14. Defensywny pomocnik przeniósł się do drużyny zielono-biało-czerwonych po grze w Tranmere Rovers FC. Wcześniej reprezentował barwy szkockiego Motherwell FC oraz angielskich Basingstoke Town FC i Reading FC.
W sobotę zabrakło dla niego miejsca w składzie, a zastąpił go Marcel Gecov. - Tom ma od miesiąca problem z dużym palcem u nogi. Cały czas go to boli - argumentował trener. Hateley wszedł jednak na boisko w końcówce i zdążył zdobyć bramkę. To był jego pierwszy gol strzelony w Polsce.
Co do występu Gecova były różne opinie. Większości obserwatorów ten piłkarz po prostu nie zachwycił. - Jest świetnym zawodnikiem, tylko musi mieć lepsze przygotowanie motoryczne. On traci bardzo mało piłek. Po odejściu Stevanovicia czy Sebastiana Mili brakowało nam zawodnika kreatywnego, który umie zwolnić, przyśpieszyć. Gecov potrafi zagrać świetne piłki prostopadłe. To był jego niezły mecz, ale stać go na wiele więcej. Myślę, że jeszcze będzie z niego wiele radości. On ma charakter, umie się pokazywać między liniami - uważa jednak Tadeusz Pawłowski.
Taki Grajciar to skarb
W końcu przyzwoity mecz w Śląsku rozegrał natomiast Peter Grajciar, który początkowo był kreowany na następcę Sebastiana Mili. Słowak ostatnio leczył kontuzję, lecz do gry wrócił z przytupem. Co prawda był chimeryczny, ale w pewnym stopniu został bohaterem meczu. Najpierw asystował przy bramce Celebana, a później po jego strzale Piotr Tomasik wpakował piłkę do własnej siatki. Grajciar nie wykorzystał też jednej doskonałej okazji, gdy mając przed sobą tylko Drągowskiego, strzelił tak, że ten zdołał obronić.
- Taki jest właśnie Peter. Bardzo dużo biega, jest wszędzie. Ma genialne zagrania, ale i straty. Bardzo fajnie nam się wkomponował w zespół, jako taki chłopak, który lubi żartować i buduje nam drużynę. Cieszę się, że go mamy - charakteryzował swojego zawodnika trener Śląska.
Śląsk Wrocław ostatecznie pokonał Jagiellonię Białystok 3:1, będąc słabszym od rywala w pierwszej połowie i zdecydowanie lepszym po przerwie. - Jagiellonia miała trzy klarowne sytuacje, a my siedem. To już jednak historia. Dobrze, że poszliśmy trochę do przodu w tabeli oraz przede wszystkim możemy spokojnie pracować - podsumował Tadeusz Pawłowski.