Po ośmiu kolejkach ekstraklasy Lech znajduje się w strefie spadkowej, na przedostatnim miejscu w tabeli. Niewiele lepiej spisuje się Belenenses, które po czterech meczach zajmuje dopiero szesnaste miejsce, tuż nad strefą spadkową. W miniony weekend piłkarze tego klubu przegrali z Benficą Lizbona 0:6.
- Piłkarze Lecha nie są w najwyższej formie, ale w europejskich pucharach mają szczęście do przeciwników. O ile rywale ligowi są w stanie wysoko zawieszać im poprzeczkę, o tyle węgierski Videoton okazał się dla nich słabym przeciwnikiem. Lechici poradzili sobie bez problemu - mówi w rozmowie z serwisem WP SportoweFakty Piotr Reiss.
Przypomnijmy, że w IV rundzie eliminacji Ligi Europy mistrzowie Polski wygrali z węgierskim klubem 3:0 u siebie i 1:0 w meczu wyjazdowym.
- Wydaje się, że Beleneses to podobny rywal. Myślę, że ten mecz to idealny moment na odblokowanie. Portugalski zespół ma wiele problemów i mam nadzieję, że piłkarze Macieja Skorży zdołają to wykorzystać. Jeżeli wygrają, to wkrótce rozpoczną marsz w górę tabeli. Nie tylko w Lidze Europy, ale i w ekstraklasie - podkreśla Reiss.
W rozgrywkach grupowych Lech zmierzy się także z FC Basel, z którym niedawno rozegrał dwumecz w III rundzie eliminacji Ligi Mistrzów. Poznaniacy odpadli po porażkach 1:3 i 0:1. Rywalizację w fazie grupowej Ligi Europy mogą potraktować jako szansę na rewanż.
- W trakcie eliminacji Ligi Mistrzów w klubie narzekano na to, że Lech trafił na Basel, bo jest to drużyna, która w poprzednich sezonach z powodzeniem grała w europejskich pucharach. W ostatnim dwumeczu było jednak widać, że zespół znajduje się w przebudowie i ma pewne problemy. Uważam, że ta drużyna była do ogrania. I myślę, że ciągle taka jest. Lechici mają naprawdę spore szanse - przekonuje były napastnik Lecha.
W grupie znajduje się także włoska Fiorentina.
- Teoretycznie to najsilniejszy zespół w grupie. Aczkolwiek Włosi różnie podchodzą do meczów w Lidze Europy. Zdarza się, że skupiają się na rozgrywkach ligowych i dają szanse dublerom. Najważniejsze z kim będą grali w lidze tuż przed i tuż po meczu z Lechem. Jeśli będą to mocni rywale, to możliwe, że w spotkaniu z mistrzami Polski wystąpią zmiennicy. A wtedy może okazać się, że Fiorentina jest w zasięgu Polaków - uważa Reiss.
Pięć lat temu Lech Poznań w fazie grupowej Ligi Europy trafił na znacznie silniejszych i bardziej medialnych rywali - Manchester City, Juventus Turyn i FC Salzburg. Polski zespół sprawił sensację i zdołał wywalczyć awans do 1/16 finału.
O sile zespołu stanowili wtedy m.in. obrońcy Bartosz Bosacki i Manuel Arboleda, pomocnicy Sławomir Peszko, Siergiej Kriwiec i Semir Stilić, a także grający w ataku Artojms Rudnevs. Choć dziś Lech ciągle dysponuje dużym potencjałem, to nazwiska piłkarzy na razie wydają się mniej spektakularne niż miało to miejsce w zespole, który pokonał Manchester City i dwukrotnie zremisował z Juventusem Turyn.
- Wtedy w drużynie było więcej doświadczonych zawodników, którzy w trudnym momencie potrafili pokazać charakter. Doskonale pamiętam mecz z Austrią Wiedeń z 2008 roku, kiedy w 120. minucie Rafał Murawski strzelił gola na wagę awansu do fazy grupowej Pucharu UEFA. W Lechu było wtedy kilku liderów, którzy potrafili zmobilizować kolegów do walki. I zawsze walczyli do końca - wspomina Piotr Reiss.
- Dziś Lech dysponuje trochę młodszym składem, co nie znaczy, że jest to drużyna gorsza. Jeśli chodzi o potencjał sportowy, to myślę, że jest porównywalny. Mam nadzieję, że w decydujących momentach Maciej Skorża będzie mógł liczyć na to, że liderzy jego zespołu pokażą charakter. Podobnie jak miało to miejsce w zespole sprzed kilku lat - podkreśla.