26 385 - tyle osób mogło zasiąść na trybunach Volkswagen-Arena w Wolfsburgu podczas spotkania z CSKA Moskwa. Chociaż na mecz zaproszono 1 200 uchodźców, spotkanie 1. kolejki Ligi Mistrzów obejrzało łącznie zaledwie 20 126 widzów, czyli najmniej spośród wszystkich wtorkowych pojedynków (drugie miejsce od końca zajął mecz Benfiki Lizbona z FK Astana z 32 800 fanami). Górne sektory były częściowo zupełnie puste.
Dlaczego sympatycy VfL Wolfsburg nie wypełnili obiektu, mimo że na Champions League czekali przez niemal sześć lat? - Na początku w ogóle nie mogłem skupić się na słuchaniu hymnu rozgrywek, ponieważ zastanawiałem się, gdzie są kibice. Ten zespół na to nie zasłużył i zrobimy wszystko, by sytuacja uległa zmianie - zastanawia się zmartwiony dyrektor sportowy Wilków.
Chociaż VfL w Bundeslidze gra od kilkunastu miesięcy znakomicie, trybuny bardzo często nie są szczelnie wypełnione, co za naszą zachodnią granicą jest prawdziwą rzadkością. Niewątpliwie po części jest przyczyną są stosunkowo niedługie tradycje Wolfsburga walczącego o najwyższe cele. Inny powód to niewielka liczba mieszkańców miasta - zaledwie 125 tysięcy.
Jak sugeruje "Bild", dodatkowy problem stanowi godzina rozpoczęcia meczów Ligi Mistrzów, która nie jest skorelowana ze... zmianami w fabryce Volkswagena mieszczącej się w Wolfsburgu i wielu pracowników nie może udać się na stadion. Producent samochodów to największy pracodawca w regionie i przy tym główny sponsor klubu, dzięki któremu działacze mają spore środki na dokonywanie wzmocnień.
Trenera Allofsa zmartwiła nieobecność fanów, ale postawa drużyny Dietera Heckinga, która wygrała z mistrzem Rosji 1:0, to miłe zaskoczenie przy uwzględnieniu odejścia z zespołu Kevina De Bruyne i Ivana Perisicia pod koniec sierpnia. - Kontrolowaliśmy spotkanie, graliśmy w dobrym tempie i ostatecznie zwyciężyliśmy zasłużenie. A to po tak długiej przerwie w występach w Lidze Mistrzów wcale nie było oczywiste - ocenił trener.