Nazwisko: Frankowski. Numer: 21. Minuta 29., dośrodkowanie w pole karne i gol. W Jagiellonii Białystok zapachniało starymi czasami, gdy "Franek łowca bramek" gnębił kolejnych bramkarzy. Tomasz Frankowski teraz jednak prowadzi własne interesy, pozostając ciągle dobrem Białegostoku najwyższym. Przemysław Frankowski karierę ma jeszcze przed sobą.
- Nazwisko mi pomaga - nawet nie ukrywa 20-letni pomocnik. Po transferze z Lechii dostał też numer po idolu miejscowych kibiców. Presja jest więc duża, bo zastępować legendę nie jest łatwo. I do tej pory szło różnie. Pojawiły się już nawet w pewnym momencie opinie, że "młody" nie rozwija się tak, jak powinien. Jednak spokojnie, wciąż ma tylko 20 lat. A miejsce do robienia kolejnych kroków w karierze jest znakomite. W Jagiellonii, klubie żyjącym ze szlifowania talentów, stawiają na młodzież, Michał Probierz świetnie z nią pracuje. W poprzednim sezonie białostocki zespół obok Pogoni Szczecin był najmłodszy w lidze, a pomimo tego zdobył medal.
W 29. minucie niedzielnego meczu Fiodor Cernych zagrał na lewej stronie do Jonatana Strausa, lewy obrońca dośrodkował w pole karne, a tam Frankowski celną główką dał Jagiellonii prowadzenie. Pomocnik gospodarzy debiutował w lidze właśnie przeciwko klubowi z Podlasia. Było to w kwietniu 2013 roku. Lechia Gdańsk, w której wtedy grał, przegrała u siebie 2:3. W zespole gości w tym samym meczu grał jeszcze Tomasz Frankowski. Potem Frankowski okazał się w Gdańsku niechciany. Podobnie jak sam Probierz, ale też Sebastian Madera, Patryk Tuszyński czy Piotr Grzelczak. Każdemu z nich przenosiny na Podlasie wyszły na dobre.
Piłkarze Probierza mogli mieć gola na koncie już po kwadransie, ale potężną bombę Konstiantyna Vassiljewa zatrzymał Jasmin Burić. Miejscowi mieli przewagę nad poznaniakami w każdym elemencie gry. A zmorą dla gości był w środku pola Jacek Góralski. 22-latek, do niedawna tylko 1-ligowiec wyrasta teraz na czołowego defensywnego pomocnika Ekstraklasy. Walczy, odbiera piłki, jest wszędzie tam, gdzie piłka i rywal. Jest nieustępliwy dla przeciwnika, jak Tommy Lee Jones w "Ściganym". Po stronie goście kilka razy próbował jedynie szarżować Szymon Pawłowski.
- Z każdą niewykorzystaną sytuacją nasze morale szło w dół - mówił tydzień temu, po przegranej z Podbeskidziem Bielsko-Biała Maciej Skorża.
Ewidentnie widać, że mistrzowie Polski problem mają już w głowach. Spirala klęski nakręca się coraz bardziej i najgorsze, że symptomów poprawy nie widać. W drugiej połowie, zamiast ruszyć na Jagiellonię, gryźć najlepszą w lidze białostocką murawę, Lech nadal grał piłkę apatyczną, męczącą i nudną. Choć trzeba też sprawiedliwie dodać, że poznaniaków dotknęła też plaga kontuzji. Kolejnymi ważnymi piłkarzami, którzy wypadli ze składu są kapitan Łukasz Trałka i Maciej Gajos. Ten drugi jeszcze trzy tygodnie temu biegał w lidze w pasiastej żółto-czerwonej koszulce. Wrócił co prawda do składu Darko Jevtić, ale widać było, że miał długą przerwę.
Maciej Skorża znalazł się w największych tarapatach w swojej karierze. Pal licho kompromitację z Levadią, pal licho przegrany niemal pewny tytuł z Legią. Mistrz Polski okopuje się na ostatnim miejscu w tabeli. Niesłychane.
Jagiellonia Białystok - Lech Poznań 1:0 (1:0)
1:0 - Frankowski 29'
Jagiellonia Białystok: Bartłomiej Drągowski - Filip Modelski, Sebastian Madera, Igors Tarasovs, Jonatan Straus - Jacek Góralski, Rafał Grzyb, Przemysław Frankowski (81' Karol Świderski), Konstantin Vassiljev, Fiodor Cernych (75' Taras Romanczuk) - Piotr Grzelczak (66' Karol Mackiewicz).
Lech Poznań: Jasmin Burić - Tomasz Kędziora, Paulus Arajuuri, Marcin Kamiński, Barry Douglas - Dariusz Dudka, Karol Linetty, Gergo Lovrencsics (63' Dariusz Formella), Darko Jevtić (68' Piotr Kurbiel), Szymon Pawłowski - Dawid Kownacki (86' Denis Thomalla).
Żółte kartki: Linetty, Dudka Lech).
Sędzia: Tomasz Musiał (Kraków).
Obserwuj @Jacek_Stanczyk
[event_poll=52794]