Jeszcze pięć miesięcy temu Podbeskidzie Bielsko-Biała walczyło o awans do grupy mistrzowskiej Ekstraklasy i było jedną z rewelacji rozgrywek. Jednak założonego celu nie udało się zrealizować, co posadą przypłacił Leszek Ojrzyński, który został zwolniony po 30. kolejce, kiedy wiadomo było, że Górale walczyć będą o utrzymanie. Wówczas wydawało się, że zapewnienie sobie dalszej gry będzie formalnością.
Po zmianie szkoleniowca Podbeskidzie spisywało się dużo słabiej. Trener Dariusz Kubicki zmienił założenia taktyczne, na których bielszczanie opierali swoją grę za kadencji Ojrzyńskiego. Górale utrzymanie zapewnili sobie w 36. kolejce, kiedy to po bramce zdobytej przez Bartłomieja Koniecznego w doliczonym czasie gry pokonali Górnik Łęczna 1:0. Można zaryzykować tezę, że gdyby nie to zwycięstwo, to bielszczanie obecne rozgrywki rozpoczęliby w I lidze.
Forma prezentowana przez Górali daleka była od oczekiwań, lecz Kubickiemu udało się zrealizować cel, jakim było utrzymanie w elicie i jego umowa z klubem została automatycznie przedłużona. W letniej przerwie w Podbeskidziu dokonano kadrowej rewolucji, do zespołu dołączyło kilkunastu zawodników. Naturalne było to, że drużyna potrzebowała zgrania, lecz w Ekstraklasie najważniejsze są punkty. Tych Podbeskidzie po dziewięciu kolejkach ma zaledwie siedem.
Z kadencji Kubickiego w Podbeskidziu trudno wyciągnąć pozytywy. Pod jego wodzą zespół wygrał tylko 3 mecze, 5 razy zremisował i zanotował 8 porażek. Bielszczanie mieli problem ze skutecznością (14 bramek w 16 meczach), a o pomstę do nieba wołała gra defensywna (29 straconych bramek), choć uczciwie trzeba przyznać, że obrona nie była silną stroną Podbeskidzia także za kadencji Ojrzyńskiego. W dodatku ekipa spod Klimczoka przegrała 0:6 z Wisłą Kraków, czym wyrównała niechlubny rekord najwyższej porażki w Ekstraklasie.
W ciągu niespełna pięciu miesięcy Podbeskidzie straciło wszystkie swoje atuty. Zespół znany z charakteru i walki do ostatniego gwizdka, w rundzie jesiennej obecnego sezonu często nie miał pomysłu na swoją grę. Górale rozpaczliwie się bronili, ale brakowało akcji skrzydłami. Mecz z Wisłą był jednym z najgorszych w historii występów Podbeskidzia w Ekstraklasie i najgorszym na własnym stadionie.
Następcą Kubickiego został Robert Podoliński i czeka go trudne zadanie. W tej chwili Podbeskidzie jest jednym z kandydatów do spadku z Ekstraklasy. Były szkoleniowiec Cracovii musi wykrzesać z Górali to, co było ich atutami jeszcze kilka miesięcy temu. Piłkarze muszą jak najszybciej zapomnieć o ostatnich pięciu miesiącach i uwierzyć we własne umiejętności. W przeciwnym wypadku kibicom w Bielsku-Białej za rok przyjdzie oglądać spotkania I ligi.
Podoliński w roli trenera Podbeskidzia zadebiutował we wtorkowym meczu Pucharu Polski, w którym rywalem był Śląsk Wrocław. W pierwszej połowie bielszczanie pokazali się z dobrej strony, mieli przewagę, ale brakowało im skuteczności. - Było to najlepsze 45 minut w tym sezonie - przyznał Dariusz Kołodziej. - Było kilka elementów, które trener wprowadził. Było trochę inne ustawienie taktyczne, zwrócenie uwagi na inne rzeczy jeśli chodzi o przeciwnika. To miało wpływ na to, że nasza gra wyglądała lepiej - dodał doświadczony pomocnik Górali.
Zarówno Podoliński, jak i Podbeskidzie ma coś do udowodnienia. Zespół ponownie musi wypracować swój styl, by ponownie bielski stadion był twierdzą nie do zdobycia. W tym roku Górale wygrali u siebie tylko w dwóch meczach ligowych. Z kolei szkoleniowiec po kiepskich wynikach osiąganych z Cracovią chce odbudować swoją pozycję. - Dziękuję za zaufanie, chciałbym mniej mówić, a mam nadzieję, że będzie okazja do rozmowy po dobrych meczach Podbeskidzia. Sytuacja na pewno nie jest łatwa. Mam nadzieję, że pokładane we mnie nadzieję w Bielsku-Białej spełnię. Razem mamy coś do udowodnienia i razem chcemy pójść do przodu - powiedział Podoliński dzień po objęciu funkcji trenera Podbeskidzia. Najbliższe miesiące będą niezwykle ważne zarówno dla klubu, jak i samego szkoleniowca.
[b]Łukasz Witczyk
[/b]