Zielono-Czarni objęli prowadzenie już w 11. minucie, ale nie utrzymali go długo. Mimo wszystko nie spuścili z tonu, przeważali i starali się po raz drugi pokonać Emilijusa Zubasa. - Chcieliśmy inaczej podejść do tego meczu. Nie tak to wyglądało, ale mieliśmy kilka sytuacji - dwa słupki i jeszcze parę okazji - analizuje Jurij Szatałow.
Drugą połowę Górnik Łęczna rozpoczął od mocnego akcentu i wydawało się, że kolejny gol jest kwestią czasu. Zdobyło go jednak Podbeskidzie Bielsko-Biała i jak się okazało - było to trafienie na wagę zwycięstwa. Sporo nerwowości było w końcówce, gdy sędzia najpierw czerwoną kartką ukarał Bartosza Śpiączkę, a po chwili z boiska wyleciał też Łukasz Tymiński. - Nie szukam usprawiedliwienia w pracy sędziego. Trudno na gorąco podsumować dlaczego tak to wyglądało - przyznaje szkoleniowiec łęczyńskiego zespołu.
Dwuosobowe osłabienie przesądziło o losach meczu. Pomimo prób Górnik nie zdołał się podnieść i musiał uznać wyższość Podbeskidzia. W ostatnim kwadransie gospodarze musieli radzić sobie bez podpowiedzi trenera, który został odesłany na trybuny za krytykowanie arbitra. - Druga sprawa to praca sędziego, który już w czwartym meczu krzywdzi nas. Mieliśmy już przed tym meczem przygotowany materiał, żeby nam nie sędziował. Mam kilka gorzkich słów w kierunku pana sędziego, ale zostawię je dla siebie - kończy Szatałow.
[event_poll=52802]