Henning Berg trafił do Legii pod koniec grudnia 2013 roku, niemalże jako prezent pod choinkę dla kibiców. Zastąpił na stanowisku Jana Urbana, pod którego rządami stołeczny zespół dominował w lidze, ale fatalnie spisywał się w europejskich pucharach.
Milion euro na otarcie łez
Niezrozumiałe decyzje personalne Berga, słabe wyniki oraz brak pokory sprawiły, że jego dni w warszawskiej Legii są już policzone. Dziennikarze nie pytają czy, ale kiedy norweski szkoleniowiec pożegna się z pracą przy Łazienkowskiej oraz kto będzie jego następcą? Wiele wskazuje, że trener zostanie zwolniony do końca tygodnia, a zastąpi go Rosjanin Stanisław Czerczesow.
Norweg na otarcie łez dostanie jednak solidny zastrzyk gotówki. Miesięczna pensja Berga to ok. 30 tys. euro, a jego kontrakt ważny jest do 2018 roku. Za zerwanie kontraktu stołeczni działacze będą musieli więc zapłacić szkoleniowcowi ok. 1 mln euro.
Co ciekawe, nie jest to pierwszy przypadek, gdy Berg dostanie krocie, ale nie z powodu wyników sportowych, a zwolnienia. Gdy pracował w Blackburn Rovers działacze angielskiego klubu na spotkaniu wigilijnym poprosili go, by założył na głowę pończochę oraz perukę i udawał … Michaela Jacksona. Ten nie chciał się na to zgodzić, a chwilę później został zwolniony. Sprawę zgłosił do sądu i wywalczył odszkodowanie w wysokości 2,25 mln funtów.
Miłe złego początki
46-letni trener miał świetne wejście w Legii. Przejął przygotowaną przez Jana Urbana drużynę, która sezon 2013/14 zakończyła jako mistrz Polski. Co więcej, Legia pokazała się z bardzo dobrej strony w eliminacjach do Ligi Mistrzów skąd odpadła przez błąd organizacyjny i walkower w starciu z Celtikiem Glasgow. Dobra passa w europejskich pucharach trwała jednak w Lidze Europy, gdzie Wojskowi nie mieli sobie równych w grupie "L".
W ciągu pierwszego roku pracy Norweg prowadził stołeczny zespół w 50 meczach, a jego podopieczni wygrali 35 z nich i tylko 10 przegrali. Na fali euforii, jaka zapanowała w Warszawie, działacze Legii postanowili przedłużyć z nim kontrakt do 2018 roku.
- Przedłużenie kontraktu daje Legii ciągłość i stabilizację, a ja bardzo się cieszę, że będę mógł pracować tutaj jeszcze dłużej. Dalej będziemy rozwijać zespół, piłkarzy i cały Klub. To, co udało nam się osiągnąć w ciągu pierwszego roku, było bardzo dobre, ale nie spoczywamy na laurach - mówił tuż po parafowaniu nowej umowy Norweg. Jego dalsza przygoda z Legią nie była jednak pisana złotymi zgłoskami.
W poprzednim sezonie stołeczny zespół w fatalnym stylu roztrwonił sporą przewagę nad poznańskim Lechem i stracił mistrzostwo Polski na rzecz Kolejorza. Legioniści odpadli też w 1/16 finału Ligi Europy z Ajaksem Amsterdam. Co najbardziej istotne wpadli jednak w poważny dołek, z którego nie potrafią wyjść po dziś dzień.
Z polecenia Fergusona
Norwega przy Łazienkowskiej polecili Sir Alex Ferguson oraz Roy Hodgson. Legendarny trener Manchesteru United zachwalał swojego byłego podopiecznego mówiąc:
- W tych okolicznościach trudno polecić lepszego fachowca niż Henning Berg. On waszym chłopcom przekaże ogromny kapitał w postaci wiedzy nabytej podczas pracy z najlepszymi szkoleniowcami na świecie, doświadczenia wyniesionego z boiska oraz swojej dotychczasowej pracy trenerskiej. Z punktu widzenia Legii ta nominacja bardzo pozytywnie wpłynie na sposób postrzegania waszego klubu w Europie i na świecie. (cyt. za legia.com)
O Bergu oprócz bajecznych rekomendacji wiadome było, że jest wielką niewiadomą i szkoleniowcem na dorobku. Wcześniej bez sukcesów przez 57 dni prowadził angielskieBlackburn Rovers oraz skandynawskie FC Lyn Oslo (2005-2008) i Lillestrom (2008-2011).
Berg spadnie na cztery łapy?
Paradoksalnie może się więc okazać, że Norweg na zwolnieniu zyska podwójnie. Po pierwsze działacze będą musieli płacić mu pensję, aż znajdzie nowego pracodawcę (to może kosztować ich ok. 1 mln euro). Po drugie Berg zdobył w Warszawie swoje pierwsze trofea w karierze i wreszcie przestał być anonimowy.
Z dobrej strony pokazał się również na arenie europejskiej, co nie przeszło bez echa w Skandynawii. W marcu tamtejsze media widziały w Norwegu idealnego następcę Mortena Olsena w reprezentacji Danii. Niewykluczone więc, że marka jaką zdążył wyrobić sobie w Polsce pozwoli mu po raz kolejny spaść na cztery łapy i znaleźć sobie pracę w innym mocnym klubie.