Mateusz Mak: Uświadomiłem sobie jaką pracę wykonałem, żeby wrócić do piłki

Po bardzo długim rozbratem z piłką nożną do gry powoli wraca Mateusz Mak. Skrzydłowy wystąpił już w dwóch meczach Piasta Gliwice i liczy na to, że z kolejki na kolejkę będzie coraz lepiej.

Zawodnik niebiesko-czerwonych zaliczył dobre wejście do nowej drużyny. Zagrał on w dwóch meczach i oba zakończyły się wygraną. - Zadebiutowałem na wyjeździe ze Śląskiem i wygraliśmy. Teraz pierwszy raz zagrałem przed gliwicką publicznością i też zdobyliśmy trzy punkty. Początek jest zatem dobry, ale najważniejsza jest drużyna, której jestem już częścią - powiedział Mateusz Mak, pomocnik Piasta Gliwice.

Piłkarz na powrót na boisko czekał ponad rok. - Liczyłem już te minuty do powrotu. Przed meczem ze Śląskiem uświadomiłem sobie jaką pracę wykonałem i co robiłem, aby znowu zacząć grać. Poświęciłem wiele sił, wylałem ogrom potu na treningach i ciężko ćwiczyłem całymi godzinami, żeby wrócić do piłki. Opłacało się - podkreślił skrzydłowy.

Często po takiej przerwie zawodnicy nie czują się pewnie psychicznie. - Nie siedzi mi już nic w głowie, w psychice nie ma żadnego śladu. Fizycznie też się coraz lepiej czuje, choć biegowo czasami jeszcze nie daję rady. Momentami mnie zatyka, ale meczami i minutami dojdę do pełnej dyspozycji - zaznaczył 23-latek.

Mak trafił do Piasta w sierpniu, choć gliwiczanie robili zakusy jeszcze wtedy, gdy pomocnik grał dla Ruchu Radzionków. - Ten temat wcześniej się przewijał i ostatecznie jestem w Piaście. Cieszę się z tej decyzji, bo nie można tu na nic narzekać. Drużyna, trenerzy, cały sztab, kibice, klub - wszystko super. Piast pnie się w górę piłkarsko i medialnie, więc nie mam powodów do zmartwień. Wszyscy zresztą cieszymy się z tego, co obecnie się dzieje - skomentował gracz lidera Ekstraklasy.

Przeciwko Śląskowi Wrocław piłkarz dostał symboliczną chwilę na placu gry. Z Wisłą Kraków był to już ponad kwadrans. - Dla mnie to było dużo. Poza tym każde minuty są ważne, bo przybliżają mnie do pełnej sprawności. Z Wisłą wszedłem w końcówce, a że utrzymaliśmy prowadzenie, to jest się z czego cieszyć. Trzy punkty były dla nas najważniejsze, bo stawiają nas one w dobrej sytuacji przed przerwą na mecze reprezentacji - cieszył się były gracz PGE GKS-u Bełchatów.

Pomocnik bardzo przeżywa spotkania, gdy nie biega po boisku. - Są to nerwowe sytuacje. Mecze ciężko mi się ogląda z ławki, a jeszcze gorzej z trybun. Ale uważam, że spotkanie z Wisłą było fajne dla kibiców, którzy stworzyli fantastyczną atmosferę. Była ona godna lidera i oby tak było zawsze - wyraził nadzieję bliźniak Michała z Lechii Gdańsk.

W meczu z Białą Gwiazdą skrzydłowy mógł wpisać się na listę strzelców, ale w dogodnej okazji szukał podaniem kolegi. - Mam do siebie pretensje, że nie strzelałem w tej sytuacji. Chciałem wycofać piłkę do Sasy Ziveca, bo liczyłem, że obrońcy nie zdążą i Sasa będzie miał czystą pozycję. Niestety źle to przekalkulowałem - zakończył Mateusz Mak.

Źródło artykułu: