WP SportoweFakty: Nie jest to dobry czas dla Sandecji Nowy Sącz. Seria 4 meczów bez zwycięstwa, kontuzje i na deser wykluczenie z reprezentacji Polski do lat 20 Przemysława Szarka. Zawodnik miał nie tylko brać udział w imprezie po meczu z Włochami, ale też dołożyć swoją cegiełkę do zniszczenia karoserii samochodu.
Robert Kasperczyk: Zacznę może od końca. W przypadku Przemka byłbym ostrożny. Dochodzi do nas coraz więcej szczegółów tego nieszczęsnego wydarzenia. Już niemal oficjalnie wiemy, że w tym incydencie brała udział większa grupa zawodników. Ze szczegółami się wstrzymajmy. My też chcielibyśmy nie dowiadywać się z mediów co tam się stało, ale bezpośrednio u źródeł czerpać wiedzę na ten temat. Jest wiele pytań, więc z osądzaniem Przemka bym się wstrzymał. Wiem, że młodym ludziom różne pomysły przychodzą do głowy i nie zawsze mądre. Trzeba też wziąć pod uwagę kwestię opieki, jak to wszystko wyglądało od strony organizacyjnej.
Szarek nie będzie powoływany do 30 czerwca przyszłego roku. Czy zawodnikowi należy się też kara w klubie? Reprezentował nie tylko kraj, ale i Sandecję.
- Jestem tylko trenerem, ale gdyby to ode mnie zależało, skończyłbym na karze PZPN-u. Nie karci się kilkukrotnie za jedno przewinienie. Jestem umówiony z Przemkiem na taką dyscyplinującą rozmowę. Dla mnie problemem jest to, że zagrał słabszy mecz z MKS-em Kluczbork. Jeżeli był już myślami na zgrupowaniu reprezentacji Polski, to jest to dla mnie niepokojące. Wyjaśnimy to sobie.
Wróćmy jeszcze do wątku słabszych wyników w I lidze.
- W przekroju dwóch, trzech tygodni zaczęli wypadać poszczególni zawodnicy. Nasi kibice doskonale zdają sobie sprawę kto to jest Dawid Szufryn dla linii defensywnej, czy Bartek Dudzic w ataku. Znają też siłę Josefa Ctvrtnicka, będącego alternatywą dla Arka Aleksandra, lub jego partnerem w napadzie. Niestety pole manewru mocno się ograniczyło. Doszedł do tego najsłabszy w naszym wykonaniu mecz z MKS-em Kluczbork. Okazało się, że w I lidze nie ma frajerów. Już kilkukrotnie wspominałem - nawet jak wygrywaliśmy - że trzeba ostudzić głowy. Sandecja została wzmocniona, ale to nie jest jeszcze zespół, który by kładł na łopatki rywali. Uważam jednak, że nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa. [b]
Duże dysproporcje między liczbą strzelonych i straconych bramek, zaowocowały zmianą taktyki na bardziej defensywną. Na razie dało to bezbramkowy remis z Pogonią Siedlce.
[/b]
- Przyniosło to nam podwójną korzyść. Po dwóch porażkach w końcu zapunktowaliśmy i zagraliśmy na zero z tyłu po raz pierwszy w sezonie. Może to mniej widowiskowy futbol, ale gra bez straty goli to gwarancja przynajmniej punktu. Zmieniliśmy strategię, ale i tak mieliśmy sytuacje Macieja Małkowskiego, Arkadiusza Aleksandra i Sebastiana Szczepańskiego. Nie da się wygrać na wyjeździe, to cieszymy się z remisu.
Po ostatnich niepowodzeniach piłkarze chodzili zdołowani?
- Uważam, że krytyka jaka na nich spadła była nieproporcjonalna do przewinienia. Jestem przyzwyczajony do sytuacji, gdy drużyna wpada w dołek, serii porażek w słabym stylu. Tutaj nic takiego nie miało miejsca. Przykładowo w Gdyni zagraliśmy bardzo dobre zawody, szczególnie w I połowie. Tylko przez własną niefrasobliwość nie wygrywaliśmy 2, 3 bramkami, a potem straciliśmy bramki i punkty przez indywidualne błędy w kryciu. Czara goryczy przelała się podczas spotkania z MKS-em Kluczbork. Porażka 1:2 spowodowała dość nerwowy, zbyt nerwowy tydzień. Skala problemu nie była aż tak duża. Zapomnijmy już o tym, jestem pełen optymizmu. Widać, że chłopcy czują się odblokowani. Z radością i werwą przystąpiliśmy do tego mikrocyklu przed meczem z Miedzią Legnica.[b]
[/b]Czy po meczu z MKS-em Kluczbork, najbardziej kryzysowym momencie w rundzie jesiennej, obawiał się pan o posadę? Przeszłość pokazuje, że w Sandecji działa się często nerwowo i są duże rotacje na ławce trenerskiej. Przykładem tego może być poprzedni sezon, kiedy pracowało tu 6 szkoleniowców.
- W ogóle nie rozpatruję tego w takich kategoriach. Gdybym rozglądał w prawo i lewo, kto mnie śledzi, kto chce podsiąść i kto tworzy jakieś teorie spiskowe, to zgubiłbym zespół. Tak nie może być. Proszę mi wierzyć - koncentruję się na pracy z drużyną. Muszę szukać rozwiązania, jak wyjść z dołka, podnieść może nie cały zespół, ale niektórych zawodników mających słabszą strukturę psychiczną.
Czy należy traktować poważnie pojawiające się informacje, że klub - a szczególnie dyrektor Paweł Cieślicki - postawił panu warunek zdobycia 28 punktów na koniec rundy jesiennej?
- Nie będę komentował jakichś liczb, bo dla mnie nie ma to kompletnie znaczenia. Jeśli ktoś prowadzi taką narrację, to ja się z tym kompletnie nie utożsamiam. Celem jest zrobić tyle punktów, by czołówka nam nie uciekła na dużą odległość, ale też odbić się od dna, oddalić od drużyn zagrożonych spadkiem. Zależy mi też na tym, żeby kibice mogli też przy tym cieszyć się grą Sandecji. Przed nami 7 spotkań, w których chcemy pokazać się z jak najlepszej strony.
Może swoje zrobiło to, że przed sezonem były duże nadzieje po sprowadzeniu graczy posiadających doświadczenie z Ekstraklasy. Do tego po udanym początku sezonu, drużyna znalazła się w czołówce. Okazało się jednak, że radosny, ofensywny futbol nie do końca zdał egzamin. Wspomniana wcześniej zmiana stylu to sposób na uratowanie rundy?
- Coś w tym jest. Tutaj głównym determinantem jest skład personalny, o czym już wspominaliśmy. Strategia gry jest dobrana pod naszą siłę. Proszę mi wierzyć - nie było łatwo przestawić chłopaków na bardziej defensywną grę, ale wszyscy to zaakceptowali. Po meczu w Siedlcach uwierzyliśmy, że to dobra droga. Myślę, że oczekiwania kibiców związane były szczególnie z Grzegorzem Baranem i Maciejem Małkowskim, którzy przyszli tu z GKS-u Bełchatów, gdzie pod koniec sezonu nie mieli dobrego okresu i zostali odsunięci od najsłabszego zespołu Ekstraklasy. Chciałbym, żeby grając dla nas udowodnili trenerom, którzy z nich zrezygnowali, że nie mieli racji. Przypomnę też, że w poprzedniej rundzie Sandecja była najsłabsza w I lidze. Nawet jeśli zespół wzmocniło kilku zawodników, nie odmieni to nagle drużyny. Rewolucja w składzie nie od razu przyniesie efekty - trzeba twardo stąpać po ziemi. Mecze z Dolcanem Ząbki, czy z Chojniczanką mogły rozbudzić apetyty i niektórym główki się podpaliły. Należy liczyć siły na zamiary.
Po meczu z MKS-em Kluczbork powiedział pan, że niektóre ogniwa zawiodły. Chodziło właśnie o Macieja Małkowskiego i Grzegorza Barana?
- Jeśli padają takie słowa, ciężko mieć pretensje np. młodych zawodników, takich jak Adrian Danek, czy Przemysław Szarek. W końcu mamy jakiś kręgosłup zespołu. Tak dużej ilości straconych piłek przez Grześka w środkowej strefie jeszcze nie widziałem. Rozmawialiśmy i sam był na siebie bardzo zły.
Sam podkreślał to w pomeczowej wypowiedzi...
- Nie widziałem go jeszcze w takiej dyspozycji. Graliśmy z zespołem będącym w naszym zasięgu i wystawiliśmy im 3-4 niemalże stuprocentowe sytuacje w I połowie, z czego rywal skorzystał z dwóch. To nie jest tak, że Adrian Danek nam zawalił mecz, bo grając na nie swojej pozycji zachował się tak, a nie inaczej. Dlatego bardziej miałbym pretensje do kluczowych zawodników, stanowiących o kręgosłupie Sandecji. Mecz w Siedlcach był już lepszy w ich wykonaniu.
Zbliża się potyczka z Miedzią Legnica. W sobotę, ale też w kolejnych spotkaniach zagracie znów bardziej defensywnie?
- Nie chcę się tu za dużo zdradzać, ale jak wcześniej wspomniałem liczymy siły na zamiary. Podchodzimy z pokorą do I ligi. Zależy nam też na odzyskaniu morale zawodników. Nawet jeśli zagramy niższym pressingiem, nie będzie to oznaczać, że nie chcemy wygrać. Dowodem jest na to mecz z Pogonią Siedlce, kiedy też mieliśmy sporo sytuacji. Nastawienie się nie zmieni, ale wydaje mi się, że będziemy mądrzejsi taktycznie.
Rozmawiał Krzysztof Niedzielan