To pierwsza w sezonie porażka Portowców, którzy byli w Krakowie tylko tłem dla gospodarzy.
- Kiedyś musieliśmy przegrać, ale szkoda, że aż tak wysoko. W poprzednich 12 meczach straciliśmy 10 bramek, a teraz straciliśmy aż cztery. Wszyscy wspólnie ponosimy odpowiedzialność za tę porażkę. Jest nam smutno, że ta porażka w końcu nas dogoniła - mówi trener Czesław Michniewicz.
- Pierwsza połowa nie zapowiadała takiego wyniku. Wiedzieliśmy, że Cracovia będzie mocno atakowała i dlatego świadomie się cofnęliśmy. Chcieliśmy się wybronić i to nam się udało, ale tuż po przerwie straciliśmy dwie bramki i potem szybko dwie następne - mówi opiekun Pogoni.
Cracovia zdobyła dwie bramki w pierwszych sześciu minutach po przerwie, na co Pogoń odpowiedziała trafieniem Łukasza Zwolińskiego, ale krakowianie szybko odzyskali dwubramkową przewagę.
- Była nadzieja przy stanie 1:2, bo wydawało się, że pół godziny na zdobycie wyrównującego gola to dużo czasu, ale straciliśmy trzecią bramkę, a czwarty gol skończył mecz - dodaje trener Portowców.
Cracovia absolutnie zdominowała Pogoń. Pasy były przy piłce przez 72 proc. czasu - to miażdżąca przewaga. Trener gości nie przywiązuje jednak wagi do tego parametru.
- Przypomnę ostatni mecz Arsenalu z Bayernem. Ta gra nie polega na posiadaniu piłki, tylko na strzelaniu goli. Cracovia była skuteczna, zdobyła cztery bramki i dlatego wygrała - podkreśla Michniewicz.
Duda: nie interesuje mnie opinia mediów
{"id":"","title":""}