Pawłowski skleja drużynę z odpadów. Przyczyny problemów Śląska Wrocław

Śląsk Wrocław znalazł się w poważnym kryzysie. Przyczyną jest nawarstwienie kłopotów. Od kilku lat sprawy mają się coraz gorzej. W klubie brakuje pieniędzy, a z drużyny od momentu wygrania ligi regularnie wyciągani są najlepsi piłkarze.

Śląsk jest tuż nad strefą spadkową. Niebawem może się w niej znaleźć. Sytuacja klubu, który jeszcze niedawno cieszył się z mistrzostwa Polski, wygląda fatalnie. Wszystko przez niekończące się problemy.

Pierwszą sprawą, która rzuca się w oczy, jest brak funduszy. Według byłego gracza wrocławskiego zespołu, a obecnie komentatora Canal+ Sport, Remigiusza Jezierskiego, poważny kryzys musiał nastąpić. - To faza, która była do przewidzenia. Od prawie dwóch lat jest odchudzanie organizacyjno-finansowe. Teraz znowu mówiono o cięciach budżetowych. Słyszymy, że nie ma pieniędzy na wzmocnienia, ale też na rzeczy o wiele tańsze jak marketing. W związku z tym wynik osiągany w ostatnich kilku sezonach i tak był dobry – analizuje Jezierski.

Transfer czy modlitwa?

Ze względu na pustą kasę Śląsk musiał szukać piłkarzy darmowych. W wielu przypadkach sprowadzało się to do kontraktowania graczy niechcianych przez inne kluby. Ostatnim zawodnikiem, za którego wrocławianie zdecydowali się zapłacić, był Robert Pich. I właśnie na nim udało się zarobić. Kupiony za około sto tysięcy złotych pomocnik grał naprawdę dobrze, ale na utrzymanie go w drużynie Śląska stać już nie było.

Z ekipy Tadeusza Pawłowskiego przed sezonem odszedł także Marco Paixao. Wcześniej zespół opuszczali między innymi Piotr Ćwielong, Adam Kokoszka (wrócił latem tego roku), Sebastian Mila czy Waldemar Sobota. Szczególnie bolesna była utrata Mili, dla którego ostatni okres we Wrocławiu był doskonały. W 19 meczach rundy jesiennej poprzedniego sezonu trafiał do siatki pięciokrotnie. Zaliczył też sześć asyst. Niemal każda akcja przechodziła przez niego. Zresztą, świetna forma sprawiła, że Milę do reprezentacji zaczął powoływać Adam Nawałka.

Mimo ubytków wartościowych uzupełnień brak. Wrocławski klub ma dokładnie ten sam kłopot, co każdego roku. – Rotacja jest zbyt duża. Ruchy zasilające kadrę nie wzmacniają jej potencjału piłkarskiego. Transfery są, ale raczej na zasadzie modlitwy – żeby tylko dany zawodnik się sprawdził. Często jest przeciwnie. Dlatego całokształt wygląda coraz gorzej. Nie można ciągle wyciągać ogniw, a potem oczekiwać poprawy. W takiej sytuacji regres jest nieunikniony – mówi Jezierski, którego zdaniem we Wrocławiu o dobre rezultaty ciężko również ze względu na blokadę psychiczną. - Chodzi o niejasności. Kiedy niesnaski trwają kilka miesięcy, można sobie to jakoś ułożyć w głowie. Ale tutaj sprawa się wydłuża w nieskończoność - wyjaśnia.

Gra się podoba

Mimo ostatnich niepowodzeń Śląsk według Pawłowskiego jest przez ekspertów chwalony. - Grają po piłkarsku, na utrzymanie. W ofensywie wygląda to ciekawie, a jeśli chodzi defensywę - piłkarze klasy Piotra Celebana, Adama Kokoszki czy Mariusza Pawelca mają naprawdę dużo jakości. Myślę, że brak formy jest kwestią jakiegoś przesilenia. Oczywiście nie idzie o przygotowanie fizyczne. Pawłowski robił to według amerykańskiego wzoru od Juergena Klinsmanna, a ten przecież w naszej Ekstraklasie już niejednokrotnie się sprawdził - mówi Jezierski.

Zdaniem innego eksperta Canal+ Sport, Macieja Murawskiego, kluczowe do oceny zespołu zawsze są dwie pozycje: bramkarz oraz napastnik. Jeżeli obaj są skuteczni, to reszcie gra się łatwiej. O ile do Mariusza Pawełka ostatnimi czasy nie było wielu zastrzeżeń, o tyle z przodu Śląsk wygląda bardzo słabo. - Ani Flavio Paixao, ani Kamil Biliński nie radzą sobie ze zdobywaniem goli. Kiedy Pawłowski miał Picha, ciężar gry ofensywnej jeszcze jakoś się rozkładał. Po jego odejściu dołek był do przewidzenia. Myślę, że może być jeszcze gorzej. Ta spirala negatywnych wyników nieźle miesza w głowach. Do stylu Śląska potrzebna jest pewność siebie. Tylko z Jagiellonią Białystok widzieliśmy wrocławian kontrujących. Tamta taktyka przyniosła odpowiedni rezultat. Było zwycięstwo 3:1. Jednak na co dzień Pawłowski opiera akcje o wiele podań - zauważa Murawski.

W kryzysie Śląsk był już kilka lat temu, kiedy drużynę prowadził Ryszard Tarasiewicz. Wówczas odblokowanie psychiki zawodników stało się za sprawą zatrudnienia nowego szkoleniowca. - Tamten okres trudno porównywać. Wtedy Śląsk "odpalił" dzięki mocnemu bodźcowi fizycznemu Oresta Lenczyka. Teraz ten aspekt nie może być brany pod uwagę właśnie ze względu na metody Klinsmanna. Z drugiej strony: odmiana powoduje odblokowanie głów. A może potrzebna jest inna terapia wstrząsowa? Mam na myśli coś podobnego do publicznego zrugania Sebastiana Mili. Problem w tym, że nie ma szerokiej kadry, więc ciężko kogoś odsunąć - zastanawia się Jezierski, który mimo wszystko nie zwalniałby trenera. - Pawłowski ma problemy, które nie są wynikiem jego błędów. Może czuć się rozgrzeszony - dodaje.

Sceptycznie nastawione do Pawłowskiego osoby mogą wymieniać przykłady Korony Kielce czy Piasta Gliwice, gdzie osiągane są wyniki ponad stan. Zarząd na razie ufa Pawłowskiemu. Trudno się dziwić - żeby wymagać od szkoleniowca zwycięstw, trzeba zapewnić mu odpowiednie warunki. A tego dziś w Śląsku Wrocław brakuje najbardziej.

Mateusz Karoń
 

Komentarze (1)
avatar
Kasia Harasimiuk
31.10.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Pawlowski juz nie ten sam. boczyl sie na graczy ;Ciolacu], ktorzy chcieli grac , a on im nie dal. przykre, ale nic z tego nie bedzie.czy bedzie dzis z Lechem wielkie bum .klub miejski, ale dutk Czytaj całość