Co się dzieje z angielskimi trenerami?

W 1992 skończyła się produkcja komputera ATARI 2600, a Wimbledon wygrał Andre Agassi. Co to ma wspólnego z piłką nożną? Właśnie 23 lata temu po raz ostatni angielski trener został mistrzem tego kraju. Niesamowite!

W lutym 1992 roku do życia powołana została Premier League i futbol miał się bezpowrotnie zmienić. Gigantyczne pieniądze, które zaczęły z czasem spływać do angielskich klubów z kontraktów telewizyjnych do dziś szokują i wywołują zazdrość. Cały piłkarski świat stawia Premier League jako przykład. Beneficjentami ogromnego sportowego i finansowego sukcesu stały się kluby, piłkarze i menedżerowie. Z tym, że akurat trenerzy niepochodzący z Anglii, im od 23 lat trudno odnaleźć się w nowej rzeczywistości.

Rewolucja Wengera

Ostatnim angielskim szkoleniowcem, który wywalczył mistrzostwo w ojczyźnie był Howard Wilkinson. Sierżant Wilko, takiego dorobił się przydomku, gdy w zespole Leeds United zaprowadził koszarowy porządek i 23 lata temu zamknął okres, w którym ligę potrafili wygrywać Anglicy. Jeśli weźmiemy pod uwagę całą historię rozgrywek, rzecz jasna najwięcej mistrzostw mają na koncie właśnie oni. W sumie wywalczyli 61 tytułów, a dokonało tego 36 trenerów. Od sezonu 1992-93 na ich koncie widnieje jednak okrągłe zero. Niedawno Anglicy rozpoczęli dużą debatę na temat szkolenia młodzieży, domagają się większych szans na grę w PL rodzimych zawodników, ale może kłopoty reprezentacji z wywalczeniem jakiegokolwiek sukcesu są również podyktowane tym, że tamtejsi trenerzy nie są w stanie nic wygrać? Albo prawie nic. Nie prowadzą zespołów w decydujących fazach europejskich pucharów, nie zdobywają doświadczenia w decydujących etapach najważniejszych imprez futbolu, nawet we własnej lidze zostali wystawieni na margines. Zresztą kadrę Albionu też im próbują podbierać. Do 2001 roku za wyniki odpowiadali wyłącznie Anglicy, potem pojawił się pierwszy obcokrajowiec na stanowisku selekcjonera, Szwed Sven-Goran Eriksson, a jeszcze później Włoch Fabio Capello. Obaj zarobili krocie, obaj niczego nie wygrali, ale odebrali angielskim trenerom to, co zawsze należało się im z urzędu. I nawet jeśli teraz selekcjonerem jest Roy Hodgson, można śmiało zakładać, że kolejnym będzie cudzoziemiec. Precedens już się dokonał, a - ważniejsze - angielskich kandydatów po prostu nie widać.

Tym sposobem obcokrajowcy pochłaniają kolejne zaszczyty wcześniej zarezerwowane tylko dla Brytyjczyków. W 1998 roku pierwszym menedżerem spoza Wysp, który sięgnął po mistrzostwo został Arsene Wenger, a w 2004 zwyciężył już po raz trzeci, ale jako pierwszy w erze PL nie przegrywając meczu. To właśnie Francuzowi przypisuje się zmianę polityki dotyczącej trenerów przez kluby PL. Wenger dla Anglików jawił się jako człowiek, który przeniósł Arsenal Londyn w inny świat. Mocno postawił na trening oparty na wynikach badań, wprowadził zawodnikom dietę, zmienił myślenie Anglików o piłce. Zachwycił, inni właściciele i prezesi klubów zapragnęli mieć własnych Wengerów - poza tymi z Manchesteru United, oni mieli swojego wielkiego Szkota Alexa Fergusona. „The Independent" postawił tezę, że wraz z sukcesami Francuza rozpoczęła się globalizacja Premier League. Zmieniali się trenerzy, zmieniali właściciele klubów, sztaby szkoleniowe, skauci. Każdy miał swoją wizję, kontakty, upodobania, więc powoli zaczynało brakować miejsca w gabinetach, na boiskach i na ławkach trenerskich dla Anglików. Żaden klub, który skończył rozgrywki PL w zeszłych rozgrywkach w pierwszej piątce nie był prowadzony przez Anglika. Obecnie z drużynami pracuje ich sześciu, na koniec inauguracyjnego sezonu PL było aż szesnastu w lidze składającej się wówczas z 22 zespołów...

Znowu ta telewizja

Statystyki są dla angielskich trenerów druzgocące. Trudno w to uwierzyć, ale tylko pięciu szkoleniowców z tego kraju prowadziło zespół w Lidze Mistrzów! I jak słusznie zauważył „The Independent" - dwóch z nich już nie żyje, czyli Bobby Robson oraz Roy Harford. Niezapomniany Robson to również ostatni szkoleniowiec wywodzący się z Anglii, który zdobył europejski puchar. W 1997 roku sięgnął po Puchar Zdobywców Pucharów, ale z Barceloną. Żeby znaleźć Anglika podbijającego Europę z angielskim klubem trzeFba cofnąć się aż do 1985 roku, kiedy to Howard Kendall wygrał PZP z Evertonem... Minęło 30 lat, w Lidze Mistrzów 2015-16 drużyny prowadzą Hiszpanie, Niemcy, Serbowie, Portugalczycy i inni, Anglicy jednak nie - mimo że w tych rozgrywkach mają aż cztery kluby. Pozostali szkoleniowcy z Anglii, którzy poprowadzili klub w LM to Harry Redknapp, Steve McClaren oraz Stuart Baxter, z tym że dwaj ostatni nie z rodzimymi zespołami. A zatem od sezonu 1992/93, kiedy po raz pierwszy rozgrywki przybrały szyld Ligi Mistrzów, z angielskimi klubami zagrało w nich trzech angielskich trenerów. To tylko jeden więcej niż z Polski z naszymi drużynami, a my czekamy na awans od 19 lat. Football Association widzi ten problem i stara się edukować szkoleniowców. Tyle że to długi i żmudny proces. Tym bardziej że byłe gwiazdy boisk Premier League i reprezentacji, zamiast pracy z drużynami, nauki zawodu trenera, często wybierają drogę na skróty - zostają przy piłce po zakończeniu kariery przyjmując po prostu dobrze płatne posady ekspertów telewizyjnych. Największe kluby PL pracy za samo bogate piłkarskie CV nie chcą oferować, a robota u podstaw nie wszystkich interesuje. Koło się zamyka, tymczasem Manuel Pellegrini wygrywając ligę z Manchesterem City w 2014 roku został pierwszym trenerem spoza Europy, który zdobył mistrzostwo Anglii.

Allardici nie Allardyce

Od momentu powołania do życia Premier League angielskie kluby wywalczyły, w kraju i zagranicą, w sumie około 80 trofeów. Tylko sześć z nich mogli wznieść do góry angielscy trenerzy. Natomiast w XXI wieku zaledwie dwóch szkoleniowców cokolwiek wygrało - Steve McClaren sięgnął w 2004 roku po Puchar Ligi z Middlesbrough, a w 2008 Harry Redknapp powiódł Fulham Londyn po krajowy puchar.

- Nie dowiemy się, czy Brytyjczyk jest w stanie osiągać sukcesy, dopóki jeden z właścicieli największych klubów PL nie wykaże się odwagą oferując mu pracę - powiedział niedawno Sam Allardyce, który przejął Sunderland z rąk Holendra Dicka Advocaata, a niegdyś zasłynął wypowiedzią, że nigdy nie dostanie pracy w najlepszych klubach PL, ponieważ na nazwisko nie ma… Allardici. Słowa te padły w 2012 roku przed meczem z Manchesterem City, którego trenerem był tam wtedy Włoch Roberto Mancini. - Tylko połową problemu jest fakt, że brytyjscy trenerzy mogą przebić się do ekstraklasy jeśli wywalczą sobie awans z Championship, gdzie zresztą też już rynek infiltrują zagraniczni szkoleniowcy. Trzeba naprawdę dużych umiejętności, pewności siebie i… cierpliwości, żeby dotrzeć do Premier League. Ja zaczynałem w 1991 roku w irlandzkim Limerick. Kto by pomyślał wtedy, że dotrę do angielskiej ekstraklasy? Premier League to dziś wielki potwór i mam przyjemność być jego częścią od 2001 roku. Ale ma to swoje konsekwencje jeśli chodzi o miejsca pracy dla brytyjskich trenerów, zawodników czy ludzi od przygotowania fizycznego. Wszyscy cieszymy się z tego, w jakim miejscu jest Premier League, bo to dziś największa marka sportowa na świecie. Każdy chce tu pracować, dlatego musimy mierzyć się z najlepszymi z najlepszych.

Nie sposób odmówić Big Samowi racji. To raczej nie jest zdrowa sytuacja, że Manchester United szukając następcy Szkotów: najpierw Fergusona, a potem Davida Moyesa, nawet nie rozpatrywał kandydatury Anglika. Wszystkie spekulacje krążyły wokół szkoleniowców z zagranicy. Tylko czy to wyłącznie wina konkurencji na rynku menedżerów PL, czy może jednak braku konkurencyjności angielskich trenerów?

Przemysław Pawlak
CZYTAJ WIĘCEJ W PIŁCE NOŻNEJ:

Prijović odesłany do rezerw --->>>

Teodorczyk wrócił na boisko, I to w jakim stylu! --->>>

Znane nazwiska na liście życzeń Legii --->>>

Komentarze (0)