Ustawiony na prawym skrzydle Polak był jednym z najsłabszych, o ile nie najsłabszym graczem "Violi". Partnerzy sprawiali wrażenie, jakby nie mieli zaufania do Błaszczykowskiego i zdecydowanie częściej rozgrywali piłkę drugą stroną boiska. Jedyną godną odnotowania sytuacją Polaka w ofensywie było płaskie dośrodkowanie wprost w ręce Jasmina Buricia w pierwszej części gry. Jego kontakty z piłką były rzadkością.
Nie tak miało być. Przynajmniej nie według przedmeczowych zapowiedzi. - Wizyty w ojczyźnie napełniają mnie radością. Takiego spotkania, jak to czwartkowe, nie nazwałbym rutyną - przyznawał przed meczem Jakub Błaszczykowski. Występ reprezentanta Polski miał być dodatkowym smaczkiem podczas zmagań mistrzów Polski i lidera Serie A.
Oczekiwania dodatkowo potęgowały relacje włoskiej prasy, która okrzyknęła "Kubę" jednym z najlepszych transferów w Serie A.
Po zmianie stron mógł zdecydowanie lepiej zachować się w polu karnym rywali. Wyciągnął Buricia z bramki, ale nie zdołał stworzyć zagrożenia. Kibice zapominali o jego przebywaniu na boisku z każdą upływającą minutą.
Zdecydowanie lepiej prezentował się w defensywie, gdzie zdarzyło mu się odbierać piłkę przy aktywnym włączeniu się do pressingu. Nie ustrzegł się jednak poważnych błędów. W 69. minucie Tamas Kadar zabawił się z nim przerzucając piłkę nad Błaszczykowskim i spokojnie rozgrywał akcję Lecha. To był wystarczający argument, żeby ściągnąć go z boiska 120 sekund później. Trudno nie zgodzić się z decyzją trenera Paulo Sousy.