Śląsk nie wygrał żadnego z siedmiu ostatnich ligowych spotkań, a od 18 września zdobył tylko dwa punkty, przez co zsunął się z 8. na 14. miejsce w tabeli Ekstraklasy.
Trener Tadeusz Pawłowski przekonuje, że kryzys, w którym jest pogrążony jego zespół, to efekt startu w el. Ligi Europy. Wrocławianie nie mieli praktycznie letniej przerwy - pierwszy mecz I rundy el. Ligi Europy rozegrali już 2 lipca, czyli zaledwie 25 dni po ostatnim spotkaniu sezonu 2014/2015.
- Mówiłem o tym od początku sezonu, a nawet już wcześniej, że będziemy mieli problem, bo nie mamy możliwości rotowania składem tak jak Lech czy Legia - mówi Pawłowski, którego zespół w 15. kolejce Ekstraklasy uległ Cracovii aż 1:4.
Śląsk rozegrał w bieżącej kampanii już 22 spotkania, ale w większości meczów grają ci sami zawodnicy. Do tego latem WKS opuściły dwa ważne ogniwa: Marco Paixao, który przeniósł się do Sparty Praga i Robert Pich, który wybrał grę dla 1.FC Kaiserslautern. Stratą tych zawodników trener Pawłowski nie zamierza się jednak usprawiedliwiać.
- Wszystkie mecze w lidze, Pucharze Polski i europejskich pucharów gramy około piętnastoma zawodnikami. Wiedzieliśmy, że będzie nam ciężko. Liczyliśmy się z tym i to się sprawdziło - mówi opiekun Śląska i dodaje: - Potrzeba nam cierpliwości. Musimy ugrać teraz jak najwięcej punktów i w przerwie zimowej spokojnie przygotować się do rundy wiosennej.
Do grupy zawodników, którzy mogą odgrywać coraz większą rolę w zespole Śląska, dołącza Michał Bartkowiak. 18-letni pomocnik uporał się z już problemami zdrowotnymi, a w meczu z Cracovią zdobył swoją pierwszą bramkę w Ekstraklasie.
- Cieszę się, że Michał się rozwija. On może być w przyszłości wielkim piłkarzem, ale ma 18 lat i jeszcze nie weźmie na siebie ciężaru gry w każdym meczu - mówi Pawłowski.