Po ostatnim sobotnim spotkaniu Ekstraklasy, w którym Jagiellonia Białystok mierzyła się z Piastem Gliwice żartowano, że 7. listopada powinien zostać okrzyknięty "Dniem Maka". Wszystko za sprawą braci bliźniaków, którym wczorajsza sobota wybitnie służyła. Po spotkaniu poprosiliśmy jednego z braci o kilka słów komentarza. - Za tydzień mamy z Michałem urodziny i te gole to taki przedwczesny prezent - żartował Mateusz Mak. - A tak zupełnie poważnie, to bardzo się cieszę, że tak wyszło. Jesteśmy z bratem na zupełnie innym etapie. Ja wracam do gry po kontuzji, on ma ustabilizowaną sytuację. Gramy na własny rachunek, ale fajnie jest słyszeć, że obaj wypadliśmy lepiej niż dobrze. Mam jednak osobistą satysfakcję, bo przed sezonem wydawało się, że to Michał wybrał lepiej, przechodząc do Lechii. Tymczasem na zakończenie rundy jesiennej to ja patrzę z góry. - uśmiechał się pomocnik Piasta.
Lider pewnie pokonał Jagiellonię, zatem nic dziwnego, że humory gościom dopisywały. Strzelec pierwszego gola, zapytany o pomeczową atmosferę w szatni, był bardzo szczery. - Oczywiście jest radość. Mamy wodzireja w osobie Kornela Osyry, więc zawsze jest dużo śmiechu i są decybele. Po meczu z Jagiellonią w szatni był Martyniuk i się działo. Teraz każda drużyna Ekstraklasy świętuje przy disco polo, zresztą wszyscy widzieli, że Reprezentacja również.