Kamera, akcja! Islandia jedzie na podbój Europy. Przez Polskę

Są po wielkiej rewolucji i szybkiej drodze z dna na szczyt. Z bramkarzem po życiowym zakręcie, z obrońcą, który prawdopodobnie nie wie, kim jest Robert Lewandowski i trenerem cudotwórcą. Oto Islandia, europejska sensacja i piątkowy rywal Polski.

Jacek Stańczyk
Jacek Stańczyk
KARL PETERSSON / AFP / KARL PETERSSON / AFP

Tajna policja na drodze do wielkiej piłki

Krew z tego otyłego bandyty lała się szerokim strumieniem, prawdopodobnie stracił wszystkie zęby, nos też miał złamany. Ale i gliniarz, który go tłukł, również swoje dostał. W końcu jednak nie miał litości, kopnął zbira tak, że ten stracił przytomność. Tymczasem w zupełnie innymi miejscu, w jasnym, kompletnie opustoszałym pomieszczeniu, gdzieś w jakimś bloku na wyższym piętrze na krześle siedział młody facet, przypięty kajdankami, a jego usta zaklejone były taśmą. Taką, jaką zalepia się paczki pocztowe. Próbował szarpać się, coś powiedzieć, ale był bezradny. Tuż nad nim stał mężczyzna w skórzanej kurtce, celował mu z pistoletu w głowę. W końcu z zimną krwią, bez chwili zastanowienia i uśmiechem na twarzy strzelił mu prosto w czoło…

Oto fragment "Tajnej policji", prawie 4-minutowej zapowiedzi filmu, wyreżyserowanej przez Hannesa Thora Halldorssona. Ten Islandczyk nie jest żadnym lokalnym Martinem Scorsese, choć pewnie marzy o tym, aby też kiedyś zdobyć taką sławę. Przede wszystkim chce nakręcić własny pełnometrażowy film. Wyobraźnię ma bujną.

Halldorsson jest 31-letnim podstawowym bramkarzem reprezentacji Islandii. W wieku 20 lat oznajmił trenerowi, że kończy przygodę z piłką, a jeszcze dwa lata temu pracował na pełny etat przy produkcjach teledysków, reklam i różnego typu programów. Stworzył na przykład klip do islandzkiej piosenki na Eurowizję w 2012 roku. To piłkarz, którego historia najlepiej oddaje drogę, jaką w ostatnich latach przeszedł cały islandzki futbol, z reprezentacją narodową na czele.

Koniec epoki lodowcowej

- Awans na Euro 2016? Nie, to wcale nie był największy szok na wyspie. Większy i taki pierwszy był dwa lata temu, gdy Islandia dostała się do baraży o mundial w Brazylii - wyjaśnia nam Piotr Giedyk, Polak, który od kilkunastu lat pisze o piłce z wyspy gejzerów. Na Facebooku prowadzi zresztą profil "Piłkarska Islandia".

Islandia przegrała wtedy dwumecz z Chorwacją, dopiero poznawała smak wielkiej rywalizacji o poważną stawkę i towarzyszącej jej presji. I jej nie wytrzymała. Teraz awansowała na francuski turniej pogrążając dwa razy trzecią drużynę świata Holandię (wygrane 2:0 u siebie i 1:0 na wyjeździe), wyprzedzając silną Turcję (3:0 u siebie oraz porażka 0:1 na wyjeździe) i zacięcie rywalizując ze zwycięzcą grupy Czechami (porażka 1:2 na wyjeździe i wygrana 2:1 na własnym stadionie). Sprawiła ogromną sensację.

- Wyjazdowa wygrana z Holandią 1:0 to symbol udanych eliminacji. Na ten mecz do Amsterdamu poleciało prawie 4 tysiące osób - dodaje Giedyk.

Islandia to wyspa zamieszkała przez 330 tysięcy osób. Populacja równa średniemu polskiemu miastu. Zarejestrowanych jest tam 21,5 tysiąca piłkarzy. Zaskakujące wyniki z ostatnich lat nie byłyby możliwe bez zmian zapoczątkowanych w latach 2000-2001.

Rewolucja w tamtejszej piłce zaczęła się 15 lat temu. To wtedy zbudowano pierwsze boisko pod dachem. Na północy kontynentu klimat jest surowy, w piłkę na powietrzu można w zasadzie grać od późnej wiosny do wczesnej jesieni, wtedy stan boisk pozwala na normalną rywalizację i podnoszenie umiejętności. W błocie, w śniegu po kolana albo przy silnym wietrze przewracającym ludzi na ulicach, nie było szans na sukcesy. Tak dalej być nie mogło. Lokalne władze, samorządy zaczęły stawiać więc pełnowymiarowe boiska w halach, a te pod gołym niebem zyskały sztuczne murawy. Za rozwojem infrastruktury poszedł rozwój indywidualny wszystkich ludzi piłki: zawodników, trenerów.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×