Śląsk - Pogoń: Dokładka mizerii, a pasma bez zwycięstwa trwają

PAP
PAP

Potwierdziły się obawy kibiców przed meczem we Wrocławiu. Śląsk i Pogoń Szczecin mają problem ze zdobywaniem goli i zwyciężaniem. Bezpośredni pojedynek zakończył się więc przewidywalnym wynikiem 0:0.

Przed pierwszym gwizdkiem można było spodziewać się wszystkiego najgorszego. Trudno przypomnieć sobie interesujące widowisko z udziałem Pogoni we Wrocławiu. Nie zachęcała historia, nie zachęcała też teraźniejszość. Śląsk nie wygrał żadnego z ośmiu poprzednich spotkań, a szczecinianie żadnego z pięciu. Kibice czuli co się święci i na trybunach nie było tłumów.

Na mecz przyjechał punktualnie chaos i utrudniał piłkarzom skonstruowanie składnego ataku. Potwierdzało się, że drużyny mają problem z przodu. Odnotować można dośrodkowania Sebastiana Rudola i Patryka Małeckiego, z których nie skorzystał Adam Frączczak. Po przeciwnej stronie boiska Dudu Paraiba postraszył uderzeniem z dystansu i gdyby był ciut precyzyjniejszy, to mogło być groźnie.

Wspomniany Frączczak zastępował na pozycji napastnika Łukasza Zwolińskiego. Do piątku nie wiedział, że zagra w tym miejscu boiska, więc potrzebował czasu, by złapać rytm. W 22. minucie ostrzegł Śląsk strzałem z dystansu, a cała Pogoń zdobyła przewagę na kilka minut. Potwierdzeniem tego było uderzenie z dystansu Marcina Listkowskiego, po którym musiał interweniować Mariusz Pawełek.

Śląsk miał najlepszą sytuację na zdobycie gola w 31. minucie i to nawet trzy sytuacje w jednej akcji. Trudno było uwierzyć, że piłka nie wpadła do bramki, a jednak. Paweł Zieliński trafił w słupek, Piotr Celeban w Słowika, a Jacek Kiełb w Rudola. Trener Pawłowski uśmiechnął się ironicznie tak jakby chciał powiedzieć: "nasze fatum chyba się nie skończy". Na tym piłkarze wystrzelali się w pierwszej połowie. Po jednym celnym uderzeniu z obu stron to nie był bilans, który rzucał na kolana.

Po przerwie nie trzeba było czekać równie długo na celny strzał. Już w 55. minucie Zieliński trafił wprost w Słowika po sprytnym kontrataku z udziałem Gecova i Kiełba. Generalnie wrocławianie nabrali nieco wigoru. Motywowali się dodatkowo okrzykami i oklaskami, jednak minęła godzina, a gola jak nie było, tak nie było.

Sytuację mieli zmienić rezerwowi napastnicy Kamil Biliński oraz Władimir Dwaliszwili. Gracz Śląska ledwo pojawił się na boisku, a zatrudnił Słowika strzałem po ziemi. Odpowiedział Małecki i dla odmiany interweniował Pawełek. Na kwadrans przed końcem meczu kibice Pogoni urządzili racowisko w sektorze gości. Na piłkarskie fajerwerki czasu zabrakło. Można było odnieść wrażenie, że nawet gdyby spotkanie trwało kilka godzin, to drużyny nie znalazłyby drogi do bramki.

Pojedynek we Wrocławiu potwierdził, że Pogoń i Śląsk mają problem ze zdobywaniem goli. Licznik meczów bez zwycięstwa bije obu drużynom, więc Portowcy oddalają się od czołówki, a Śląsk okopuje się w strefie spadkowej.

Śląsk Wrocław - Pogoń Szczecin 0:0

Składy:

Śląsk: Mariusz Pawełek - Paweł Zieliński, Piotr Celeban, Mariusz Pawelec, Dudu Paraiba - Tomasz Hołota, Tom Hateley - Flavio Paixao, Marcel Gecov, Kamil Dankowski (84' Peter Grajciar) - Jacek Kiełb (71' Kamil Biliński).

Pogoń: Jakub Słowik - Sebastian Rudol, Jakub Czerwiński, Jarosław Fojut, Mateusz Lewandowski - Mateusz Matras, Rafał Murawski - Marcin Listkowski (74' Władimir Dwaliszwili), Takafumi Akahoshi (83' Miłosz Przybecki), Patryk Małecki (90+2' Karol Danielak) - Adam Frączczak.

Żółte kartki: Czerwiński, Fojut (Pogoń).

Sędzia: Piotr Lasyk (Bytom).

Widzów: 5628.

[event_poll=52855]

Komentarze (0)