Waleczna Korona znów bez punktów. "Serce boli takie mecze przegrywać"

Nieskuteczność po raz kolejny pozbawiła kielczan punktów. Mimo to Marcin Brosz zachowuje spokój. - To jest kwestia czasu kiedy te piłki zaczną wpadać. Musimy iść w tym kierunku, który sobie wytyczyliśmy.

- W pierwszej kolejności chciałbym podziękować kibicom, ponieważ atmosfera była rewelacyjna. Kielce dają sygnał, że chcą piłki na wysokim poziomie i musimy temu sprostać, bo zapotrzebowanie jest potężne. Musimy zrobić wszystko w klubie, żeby takie mecze jak ten nie kończyły się powtarzaniem tego, że gramy, walczymy, ale wynik jest niekorzystny dla nas - powiedział po porażce z Lechem (0:1) trener Korony.

Przed meczem obawiano się o postawę złocisto-krwistych. Szczególnie w pierwszej połowie pokazali jednak, że niepotrzebnie. Kielczanie długimi fragmentami walczyli z mistrzem Polski jak równy z równym.

- Ciężko znaleźć zawodnika, który nie zagrał na sto, ale na sto dwadzieścia procent. Od pierwszej do ostatniej minuty było pełne zaangażowanie. Dążyliśmy do tego, żeby nie tylko stwarzać sytuacje, ale również je wykańczać. Było ku temu kilka okazji, ale też mieliśmy pecha. Bramka stracona po rykoszecie. Zdawaliśmy sobie sprawę, że kluczem będzie pierwsza bramka. Kto ją zdobędzie będzie bliżej wygranej i to też mecz pokazał - stwierdził Marcin Brosz. - Serce boli takie mecze przegrywać. Przez 90 minut nie mogłem powiedzieć złego słowa na zespół - dodał.

Dla Korony to czwarta porażka z rzędu. Tak złej serii drużyna z Kolporter Areny jeszcze w tym sezonie nie miała. - Martwi to, że w kolejnym meczu nie wygrywamy, ale zdajemy sobie też sprawę, że strzelając dwanaście bramek mamy dwadzieścia trzy punkty. Musimy konsekwentnie dążyć do stwarzania sytuacji. To jest kwestia czasu kiedy te piłki zaczną wpadać. Musimy iść w tym kierunku, który sobie wytyczyliśmy.

Gospodarze przystąpili do sobotniej rywalizacji z trzema zmianami w składzie. Miejsce Airama Lopez Cabrery zajął Michał Przybyła, za Macieja Wilusza zagrał Krzysztof Kiercz, natomiast w bramce wystąpił Dariusz Trela, zastępując kontuzjowanego Zbigniewa Małkowskiego. - Zbyszek już ostatnio grał na środkach farmakologicznych. Tym razem podjęliśmy decyzję, że mija się to z celem. Dalsza gra mogłaby spowodować, że Zbyszek wypadłby nam na dłuższy okres. Ten uraz nie jest aż tak poważny, bo był na ławce i w razie konieczności braliśmy pod uwagę, że może zagrać - wytłumaczył Brosz.

Źródło artykułu: