Jacek Stańczyk: Lewandowski - maszyna wróciła na Ziemię (komentarz)
Lewandowski znowu jest człowiekiem - to dosadny, weekendowy tytuł z niemieckiego "Focusa". Polak przestał być przybyszem z obcej planety. Ciągle jednak jest piłkarzem niezwykłym i maszyną do strzelania goli. Ciągle jest Robocopem.
Tytuł Niemców jest taki prawdziwy. Na przełomie września i października reprezentant Polski formę osiągnął kosmiczną. Kiedy strzelał pięć bramek Wolfsburgowi, gdy bił kolejne rekordy, kiedy co mecz trafiał po dwa-trzy razy wydawał się być przybyszem z innej planety. Tej samej, na której od dawna urzęduje Leo Messi. Teraz Polak wrócił jednak na Ziemię.
O to, co jest nie tak z Lewandowskim Niemcy pytali też we wrześniu. Co się dzieje z Polakiem? - pisano w tamtejszym Eurosporcie. "Kicker" wyliczał, że po kilku meczach Bundesligi Polak miał mniej kontaktów z piłką niż w analogicznym okresie w Borussii Dortmund, że strzelał mniej na bramkę, to i trafiał mniej. Wtedy Lewandowski dopiero przystosowywał się do gry u Pepa Guardioli. Hiszpan zachowywał spokój, Polak też. Obaj świetnie na tym wyszli.
Oczywiście, że nie ma żadnego kryzysu. Robert Lewandowski miał kapitalny okres, co dotknął piłkę, to lądowała w sieci. To się zdarza. Zdarza się również często, że wybitni nawet snajperzy nie byli skuteczni przez długie miesiące. Wayne’owi Rooneyowi w sierpniu wyliczono 900 minut bez gola. I dalej jest piłkarzem wybitnym.
Rzadko mamy za to do czynienia z sytuacją, że napastnik na tym najwyższym poziomie strzela rocznie prawie 50 goli, tak jak zrobił to kapitan reprezentacji Polski. "Goal Machine" - tak przed meczem ze Szkocją nazywali go dziennikarze z Wysp Brytyjskich. I ta maszyna funkcjonuje nadal. Być może potrzebuje tylko jakiejś korekty ustawienia.
Diego Maradona powiedział: Dziś piłkarze stali się Robocopami. Bardziej od masaży potrzebują oliwienia.
Naoliwić więc Roberta, podkręcić jedną, może dwie śrubki i znowu będzie niezawodny.