Jego nazwisko każdemu obiło się o uszy, bo w końcu w latach 90. był znaczącą postacią w naszej lidze. Trudno je połączyć z jakimś spektakularnym sukcesem. Jednym z największych jest ten, o którym głośno się nie mówi.
Romuald Szukiełowicz jako ekspert prokuratury pomagał rozpracowywać aferę korupcyjną. Dziesiątki obejrzanych meczów, analizy każdej akcji, wychwytywanie co bardziej podejrzanych akcji. To wszystko pomogło śledczym rozgryźć sprawę Polaru Wrocław.
Szukiełowicz jest wychowankiem Śląska Wrocław. Był związany z Wojskowymi przez większą część kariery piłkarza, a następnie był tam trenerem. Łącznie prowadził Śląsk w 94 meczach w latach 1988-1991 oraz w sezonie 1995-1996. Minęły blisko dwie dekady zanim wrócił do klubu. Ma za zadanie wyciągnąć drużynę z kryzysu. WKS zajmuje ostatnie miejsce w Ekstraklasie po 11 kolejkach bez zwycięstwa.
Trudno jednak szukać go w jakimkolwiek "spisie legend" klubu. W czasach największej świetności klubu, nie miał wiele do powiedzenia. W pierwszej drużynie zagrał tylko w meczach Pucharu Polski, a potem odszedł do Odry Wrocław.
"Trener znany z twardej ręki, szczególnie w okresie przygotowawczym, kiedy wyciskał z drużyny ostatnie poty" - pisze o nim dziennikarz Filip Podolski w książce "Śląsk Wrocław. 30 sezonów w Ekstraklasie".
- Nie wahałem się przed przyjęciem oferty Śląska. Jestem wychowankiem tego klubu, ponadto pierwszym, który jako szkoleniowiec poprowadził ten zespół w Ekstraklasie. Moja kariera trenerska na poważnie zaczęła się właśnie w Śląsku. Na dodatek zaczęła się dobrze i mam wielką nadzieję, że zakończy się w ten sam sposób - mówi nowy trener w wywiadzie z oficjalną stroną klubu.
W jakimś sensie jego dzisiejsza sytuacja przypomina tę z końca lat osiemdziesiątych. Po jesieni sezonu 1988-89 przejął zespół Śląska, wówczas zamykający tabelę ligową i doprowadził go do 9. miejsca.
"Przejął drużynę po Alojzym Łysce, na ostatnim miejscu w tabeli, uzupełnił skład piłkarzami z jednostek wojskowych (m.in. Romanem Szewczykiem, wkrótce reprezentantem). Rozpoczął od zwycięstwa nad liderującym mistrzem Polski, pierwszą porażkę zanotował dopiero w 13. meczu" - pisze Podolski.
A było to w tym czasie naprawdę spore osiągnięcie. Tygodnik "Piłka nożna" pisał na początku 1989 o zespole rozbitym psychicznie, wstrząśniętym wewnętrznymi konfliktami. "Czy to nie za wiele problemów jak na debiutanta wśród pierwszoligowych trenerów?" - pytał dziennikarz Szukiełowicza.
Zespół objął na kilka tygodni przed skończeniem 40 lat i był to dla niego ostatni gwizdek do rozpoczęcia poważniejszej kariery. Obiecał sobie, że jeśli nie poprowadzi klubu do "czterdziestki", da sobie spokój z marzeniami o poważnym futbolu.
Wiosną 1989 roku Ryszard Tarasiewicz mówił o nim w wywiadzie dla "Piłki Nożnej": - Komunikatywny, bardziej bezpośredni od Alojzego Łyski. On nie zwraca się do nas bezosobowo, nie mówi ogólnikami. Wytyka błędy nam wszystkim Prusikowi i Tarasiewiczowi również, i czyni to wprost. Ma dar przekonywania, wzbudza zaufanie zespołu".
Po takiej laurce należało się spodziewać jakiegoś wybitnego trenera, ale jak pokazał czas, Szukiełowicz nigdy wielkiej kariery nie zrobił. W roli strażaka gaszącego pożar we wrocławskim klubie Szukiełowicz występował jeszcze dwa razy. Zarząd sprzedawał, a trener musiał odrabiać. Dziś jest ściągany jako strażak - weteran.
Droga Szukiełowicza do domu była długa. Prowadził w karierze 16 klubów, z których najbardziej znane to Lech Poznań, Pogoń Szczecin oraz Stomil Olsztyn. Sukcesy osiągał w latach 90. W Stanach Zjednoczonych przebywał na stażu u Roberta Warzychy. Opowiadał, że w Polsce nie czuł się wtedy mile widziany.
Na początku wieku "Szukieł" pomagał prokuratorowi Tadeuszowi Potoce w śledztwie w sprawie Polaru Wrocław. W tym miejscu rozpoczynało się rozpracowywanie mafii futbolowej. Szukiełowicz oglądał zapisy meczów z udziałem Polaru, by pomóc w wyjaśnieniu tego wątku afery korupcyjnej, która wstrząsnęła polskim futbolem.
W Moto-Jelczu Oława poznał się z biznesmenem Jerzym Woźniakiem. Szukiełowicz był tam trenerem, a Woźniak bramkarzem. W duecie pojawili się w kilku miastach już w obecnej dekadzie. Na przykład w Żaganiu. Szkoleniowiec prowadził miejscowych Czarnych w 2011 roku, a pierwszą decyzją biznesmena było przedłużenie kontraktu ze znanym sobie trenerem.
Nad morzem gasił światło.
Woźniak próbował w poprzednim sezonie ratować przed upadkiem Flotę Świnoujście. Po powrocie do klubu obiecał kibicom, że sprowadzi Tomasza Kafarskiego. Był to moment, kiedy Flotę opuściła gromada Rumunów i drużyna nie miała ani trenera z licencją, ani kadry potrzebnej do występów w I lidze. Drużynę poprowadził nie Kafarski, a Szukiełowicz, który osiągał z nią ledwie poprawne wyniki.
Doświadczonemu trenerowi trzeba oddać, że pracował w trudnych warunkach. Do dyspozycji miał kilkunastu zawodników, a sytuacja organizacyjna była nie do pozazdroszczenia. Woźniak kilkakrotnie groził, że odwoła mecze, a piłkarze i kibice nie wiedzieli czy przygotowywać się do wizyty na stadionie. Jednego dnia otrzymywali informację, że trening został odwołany, a następnego rano musieli wracać do Świnoujścia. Drużyna musiała nadrabiać braki w przygotowaniu fizycznym po pracy z amatorami z Rumuni.
Szukiełowicz poszerzył kadrę i postanowił nie zmieniać ustawienia 3-5-2. - Widział, że nasza gra funkcjonowała dobrze w poprzedniej rundzie i choć przyszło kilku nowych zawodników, to nie ruszaliśmy taktyki - opowiadał Michał Stasiak.
Flota nie zakończyła wspominanego sezonu. Stowarzyszenie i spółka nie porozumiały się, a drużyna została wycofana z rozgrywek, ponieważ nie było nikogo zdolnego do sfinansowania wyjazdów oraz organizacji meczów. O Szukiełowiczu mówi się, że gasił światło w Świnoujściu. Przesiadywał w biurze klubu, występował na konferencjach prasowych, a także opowiadał o planach Woźniaka po upadku Floty. Nie zostały zrealizowane.
Krótka piłka w Zagłębiu
Szukiełowicz zabrał ze sobą dwóch zawodników Floty Świnoujście do Zagłębia Sosnowiec. Właśnie ten zespół miał poprowadzić w obecnym sezonie. Wrócił do niego po siedmiu latach w czerwcu tego roku.
- 2008 rok był trudny dla klubu, ale nie chcę wracać do tego tematu. Wyszedł obronną ręką i znowu jest wysoko w hierarchii drużyn. Zagłębie wysłało mi sygnał już wcześniej. Organizacyjnie wszystko jest fajnie poukładane, jest też pozytywna aura, jeżeli chodzi o grę w I lidze - komentował po podpisaniu kontraktu.
Trener oglądał sosnowiczan w sparingach i współdecydował o kształcie zespołu. Nie poprowadził go w żadnym meczu ligowym. Po kilku tygodniach zrezygnował. Oficjalne wersja zdarzeń brzmiała następująco: włodarze Zagłębia zaoferowali Szukiełowiczowi zwiększenie zakresu obowiązków. Propozycja ta nie skusiła trenera, który nie tylko ją odrzucił, ale w ogóle opuścił Sosnowiec.
Rewelacyjny beniaminek walczy obecnie o awans, ale również Szukiełowicz zaczyna ciekawy etap. Choć niewielu się tego spodziewało - poprowadzi jeszcze drużynę w Ekstraklasie. Od poniedziałku startuje ze Śląskiem Wrocław.