Jerzy Engel: Zaszczepiamy w ludziach miłość do futbolu. To największe zwycięstwo reprezentacji

East News
East News

- Kiedyś dzieci biegały w koszulkach Messiego. Dziś chcą być Lewandowskim. To największe zwycięstwo także mojej drużyny. Zaszczepiliśmy bakcyla społeczeństwu - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty były selekcjoner reprezentacji Polski, Jerzy Engel.

W tym artykule dowiesz się o:

WP SportoweFakty: Co ma kadra Adama Nawałki, czego nie miała pańska reprezentacja?

Jerzy Engel: Nie odnośmy się do tego, co było 15 lat temu. Mówimy o zupełnie innych światach. Rozmawiajmy o teraźniejszości. Adam Nawałka ma wspaniałych zawodników. Druga sprawa: dysponujemy wieloma piłkarzami, którzy mogą wskoczyć do kadry.

Może brak gwiazd był domeną pańskiej drużyny?

- Trzeba umieć stworzyć klimat. On jest podłożem do świetnej gry. Selekcjoner musi sprawić, by jego podopieczni rozumieli, czym jest reprezentacja. To wyjątkowa drużyna, najważniejsza w ich życiu. Proszę zwrócić uwagę, że podwaliny pod aktualną kadrę powstawały na szczeblach młodzieżowych. Budowanie zespołu to etap, który trwa i nigdy się nie kończy.

Zbudować coś na dłuższą metę można tylko z atmosferą?

- Bez niej ani rusz. Holandia ma graczy klasy światowej, ale na Euro 2016 nie pojedzie. Widocznie nie umieli zadbać o aspekt mentalny.

O pańskiej reprezentacji mówiło się, że to głównie zgrana paczka, ale konkurencja też była spora. Choćby w ataku o dwa miejsca rywalizowało siedmiu graczy.

- Stworzyłem ranking, który bardzo dobrze funkcjonował. Piłkarze wiedzieli, że są potrzebni. Wyszło z tego wielu zawodników. Choćby Michał Żewłakow pozostający rekordzistą pod względem liczby meczów w reprezentacji. Natomiast pamiętajmy: był to proces powolny. Podobnie zachowywał się trener Nawałka.

Ktoś miał prawo czuć się skrzywdzony?

- Nie sądzę. Relacje były jasne. Każdy wiedział, które miejsce w rankingu zajmuje i co musi zrobić, by awansować.

Ale Tomasz Iwan na mundial nie pojechał, co wywołało spore oburzenie reszty zespołu.

- Nie wiem, skąd pan ma takie informacje. Było inaczej. Zresztą, obaj zamknęliśmy ten temat i nie będziemy do niego wracać. Zwłaszcza po tylu latach. Tomek jest dalej przy reprezentacji, ale w innej roli.

Istniała również teoria, według której pański zespół radził sobie z rywalami grającymi futbol fizyczny, ale problem pojawiał się, gdy trafiamy na techników. To ogólny problem nas, Polaków?

- Tak. Lepiej gra nam się z drużynami, które łatwiej przewidzieć. Siłą Polski zawsze była dobra kontra po szybkim przechwycie. To zostało do dzisiaj. Dlatego preferujemy przeciwników, którzy częściej tracą piłkę. Wtedy możemy użyć naszych atutów.

Leo Beenhakker mówił, że Polacy do prowadzenia gry się nie nadają.

- Nie wiem, na jakiej podstawie chciał przenieść wszystko, co najlepsze w holenderskiej piłce do nas. Tak się nie da. Futbol nie jest systemem zero-jedynkowym. Każdy kraj ma własny sposób szkolenia piłkarzy, a także warunki pracy.

Może chodziło o materiał, jakim dysponował? To z kolei wynika z tego, że przez wiele lat wychowywanie kolejnych pokoleń zawodników w Polsce prawie nie istniało.

- W 2007 unowocześniliśmy system pracy trenerów. Zaczęliśmy zatrudniać ich na pełen etat. Każdy miał pod sobą tylko jedną reprezentację młodzieżową. A w roczniku do obejrzenia było aż osiem tysięcy zawodników. Coraz lepiej wyglądały Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Ludzie cały czas się dokształcali. Za SMS poszły klubowe szkółki. Wszystko to dało efekt. Drużyna Marcina Dorny w 2012 zdobyła trzecie miejsce na mistrzostwach Europy do lat 17. Z tamtego zespołu pochodzi przecież Karol Linetty. Również w zespole Andrzej Zamilskiego mieliśmy obecnych bramkarzy. To samo dotyczy Kamilów Glika czy Grosickiego.

Prawdziwy problem leżał poza PZPN?

- Nie dysponowaliśmy odpowiednią infrastrukturą. Dzięki powstaniu Orlików wiele się zmieniło. Samorządy wybudowały również wiele innych wspaniałych obiektów. Nie mówię tylko o arenach Euro 2012. Powoli zaczęła się moda na piłkę.

To też aktywizowało społeczeństwo.

- Oczywiście. Również inne kraje zaczęły nas doceniać. Patrzę sobie na ośrodki treningowe z hotelami - to najwyższy standard. Z całego świata przyjeżdżają do Polski, by organizować obozy treningowe. Mamy krzywą wznoszącą, jeśli chodzi o piłkę nożną. Wyniki reprezentacji nakręcają tę spiralę jeszcze bardziej.

I przykłady są dobre. Kiedy mówimy o Robercie Lewandowskim, trudno nie wspomnieć o jego podejściu do sportu.

- To jest jedna z wielkich zmian polskiego futbolu. Kiedyś piłkarzy postrzegaliśmy w zupełnie innych kategoriach. Dzisiaj niemal wszyscy rozumieją, że zawodowiec myśli o sobie 24 godziny na dobę. Nie tylko podczas treningów.

Nie obawia się pan, że jednak szkolenie mentalne kuleje? Bartosz Kapustka idzie na dyskotekę w tygodniu, podczas którego rozgrywa trzy mecze. Kamil Grosicki też miał spore problemy wychowawcze.

- Piłka nożna to sport masowy. W takiej sytuacji zawsze trafiają się jednostki, które mają swoje złe nawyki. Nie wolno ich eksponować. Mówmy o dobrych przykładach. Nawet naszych bramkarzy - choć są trudnymi osobami - możemy postrzegać jako pozytywnych ambasadorów.

Niemcy na każdym kroku podkreślają, że najpierw wychowują ludzi. Potem piłkarzy.

- Bo trener po pierwsze jest wychowawcą i tego uczą już od pierwszych zajęć. Jak dziecko zostanie ukształtowane, tak będzie się rozwijało. Z tego powodu ważne są reprezentacje juniorskie. Tam można dać ostatni szlif emocjonalny. Cieszę się, że z procedur związkowych wyszło kilku piłkarzy.

Zrobiliśmy postęp?

- Zachodnie kluby chcą naszych piłkarzy. Są wzorami. Dawniej tego nie było. Dzieciaki biegały w koszulkach Cristiano Ronaldo czy Leo Messiego, a dziś chcą być Robertem Lewandowskim. To było największe zwycięstwo także mojej reprezentacji. Piotrek Świerczewski, Jurek Dudek czy Emmanuel Olisadebe byli idolami. Zaszczepili bakcyla społeczeństwu. Dzieciaki pokochały piłkę przy ich udziale.

[b]Rozmawiał Mateusz Karoń

[/b]

Źródło artykułu: