Hit Legia - Piast: Złap mnie, jeśli potrafisz

Wicemistrz desperacko pragnący mistrzostwa kontra sensacyjny lider, który o medalu nawet nie marzył. Kotek kontra myszka. W niedzielę mecz Legia Warszawa - Piast Gliwice na szczycie tabeli.

Jacek Stańczyk
Jacek Stańczyk
PAP

Jest taki doskonały film "Złap mnie, jeśli potrafisz" z Tomem Hanksem i Leonardo Di Caprio w rolach głównych. Oparty na prawdziwej historii, w której pewien złodziej podaje się, a to za pilota, a to za lekarza i wyłudza tym samym wielkie pieniądze. Do tego kombinuje jak może, kluczy, żeby tylko zwiać przed bystrym agentem FBI. To ludzka zabawa w kotka i myszkę.

Piast Gliwice od początku sezonu chyba nie udaje nikogo, choć nie ma wątpliwości, że również mąci nam w głowach. Wygrał aż 13 meczów, liderem tabeli jest od piątej kolejki. Ucieka przed resztą ligi jak ta mysz, gra pozostałym ligowcom na nosie wyjątkowo złośliwie, bo w pewnym momencie przewaga nad drugą drużyną wynosiła aż 10 punktów. Potyka się tylko czasem, jak dwie kolejki temu w Zabrzu (porażka 2:5). Miesza w głowach, bo ciągle nie wiadomo jak go traktować. Jako realnego kandydata do mistrzostwa? Jako jednorundowy wybryk powodowany poważnymi problemami tych teoretycznie silniejszych?

Owszem, Radoslav Latal zbudował naprawdę dobrą drużynę, gliwicka międzynarodówka dowodzona przez Czechów wygląda na solidny twór. Teraz się jednak powinniśmy przekonać, na co go naprawdę stać. Piast dostał już konkretny łomot od Górnika Zabrze w derbach Śląska (2:5), nie był w stanie wygrać u siebie z równie rewelacyjną Cracovią (2:2). W niedzielę gra z Legią Warszawa, która w lidze ostatnio zwyżkuje, a potem z Lechem Poznań, który już zapomniał, co to znaczy przegrać w lidze.

- Na Legię nie jedzie byle jaki Piast, tylko lider - przypomina wszystkim Radoslav Latal.

Legia, czyli wygłodniały kot musi w niedzielę wygrać. Z Neapolu wróciła poturbowana, przekonała się boleśnie jak daleko jej do rezerw czołowej drużyny Serie A. Musiała do Włoch polecieć, musiała mecz rozegrać, choć priorytety ma teraz zupełnie inne.

- Nie ma się co bać o formę psychiczną naszych defensorów. Napoli to już historia, w niedzielę czeka nas zupełnie inne spotkanie - mówi trener Stanisław Czerczesow.

Historia spotkań Legii z Piastem na pewno jest po jego stronie. W Ekstraklasie gliwiczanie pięć razy przyjeżdżali na Łazienkowską i pięć razy wyjeżdżali pokonani. Po jego stronie jest też Nemanja Nikolić. Piast to nie Liga Europy, więc śmiało można zakładać, że węgierski supersnajper gola strzeli. Do tej pory w 19 kolejkach strzelił goli dwadzieścia.

Problem ma Czerczesow w defensywie, bo jej lider i kapitan drużyny Michał Pazdan za kartki na nie zagra.

Wicelider ma już tylko pięć punktów straty do ekipy ze Śląska i musi niedzielny mecz wygrać. Jeśli to zrobi, to patrząc na ostatnią kolejkę i fakt, że Piast gra z Lechem, a on z Koroną, która przegrywa jak leci, zimę może jeszcze spędzić na pierwszym miejscu.

W filmie Tom Hanks też ostatecznie dopadł Leonadro di Caprio.

Legia Warszawa - Piast Gliwice /nd, 13.12.2015, godz. 18

Przewidywalne składy:

Legia Warszawa: Kuciak - Broź, Lewczuk, Jodłowiec, Brzyski - Vranjes, Duda, Guilherme, Kucharczyk, Prijović - Nikolić

Piast Gliwice: Szmatuła - Hebert, Pietrowski, Korun - Szeliga, Mraz, Badia, Murawski, Vacek - Nespor, Barisić

Gmoch: "sodówa" nie uderzy Polakom do głowy


Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×