Mecz w Łęcznej nie mógł gorzej ułożyć się dla podopiecznych Dawida Banaczka. Rywale już w 2. minucie objęli prowadzenie. Goście wkrótce wyrównali, ale Sebastian Mila nie miał już w tym udziału. Po ostrym faulu Veljko Nikitovicia nie dał rady kontynuować gry i opuścił boisko z kontuzją stawu skokowego w 16. minucie. - Naprawdę przykładaliśmy się do tego ostatniego meczu, bo wiedzieliśmy, że to zwycięstwo może spowodować marsz w górę tabeli. Rzeczywiście, nie wyszło tak jak chcieliśmy - ocenia Mila.
Do przerwy Lechia Gdańsk przegrywała 1:2 i w drugiej połowie postawiła wszystko na jedną kartę. Gdański zespół dominował na boisku, ale sytuacji podbramkowych wypracował jak na lekarstwo. Bardziej skuteczny był Górnik Łęczna, który dobił rywala w 75. minucie. - Było to spowodowane tym, że przegrywaliśmy prawie cały czas i musieliśmy gonić ten wynik. Jednak trochę się otwieraliśmy, co powodowało, że Górnik Łęczna wychodził z kontratakami - analizuje reprezentant Polski.
Serię pięciu przegranych Lechia przerwała dwoma zwycięstwami. W sobotę jednak znów musiała przełknąć gorycz porażki. Przerwę zimową spędzi więc w dolnej części tabeli, co jest wynikiem zdecydowanie poniżej oczekiwań. - Na pewno jest to dla nas smutne, aczkolwiek różnice punktowe są tak małe, że jestem przekonany, iż w nowym roku doskoczymy do ósemki. Powiem tylko tyle, że ja wierzę w ten zespół. Podnieśliśmy się po pięciu porażkach i zaczęliśmy grać naprawdę fajną piłkę. Wierzę, że nie jest to ostatnie słowo naszej drużyny. Teraz myślimy tylko o przyszłości i o tym, jak wiele pracy nas czeka - przekonuje Mila.
Sebastian Mila: W nowym roku doskoczymy do ósemki
Górnik Łęczna przerwał zwycięski marsz Lechii. Ta porażka sprawiła, że gdański zespół zakończył rozgrywki w 2015 roku w dolnej części tabeli Ekstraklasy. - Myślimy tylko o przyszłości i o tym, jak wiele pracy nas czeka - zapewnia Mila.