"Janczyk mówił mi: kocham pić". Wielki talent zmarnowany przez alkohol

Mateusz Skwierawski
Mateusz Skwierawski
Musiał jednak podawać jakieś przyczyny, dlaczego nie ma go na treningu czy meczu.

- Swoje "niedyspozycje" usprawiedliwiał problemami rodzinnymi. Kłamał. On ma talent, ale brak mu skrupułów i charakteru do piłki. To maszyna, która sama się prowadzi i nikt nie jest w stanie jej ukierunkować. Nic nie robiło na nim wrażenia i nic go nie interesowało. Żartował: "Roma nie da się przekonać do czegoś, czego on nie czuje". Śmiał się, że ma romskie korzenie. Robił to, co uważał za dobre. W Gliwicach zgłosiła się do niego firma szyjąca garnitury. Miał je reklamować. Ale był tak nieobliczalny, że ciężko było się z nim na cokolwiek umówić. Gdy dowiedział się, że Piast chce z nim rozwiązać kontrakt, to dzień wcześniej sam go rozwiązał.

Miał tam w ogóle przyszłość?

- On był tam bardzo lubiany. Trener Radoslav Latal prosił go nawet, by został. "Znam twoją przeszłość. Postawie cię na nogi" - przekonywał. Przecież nawet selekcjoner Adam Nawałka dał mu nadzieję: "Trenuj, graj, a ja cię widzę" - powiedział, gdy wpadli na siebie przypadkiem podczas jednego z meczów Piasta. Selekcjoner przyjechał wtedy na obserwację innych zawodników. Janczykowi wydaje się, że zechce go każdy polski klub. Do feralnego zniknięcia przed sparingiem z Wisłą często dzwonił do niego prezes Legii, Bogusław Leśnodorski. Śledził, jak mu idzie, interesował się nim. Myślę, że gdyby Dawid wyczuł niebezpieczeństwo, że już nigdzie w polskiej piłce się nie załapie, to by się wziął za siebie. Był pewien, że oszuka wszystkich, że nie pije.

Czego się bał?

- Miał fobie. Najbardziej bał się kompromitacji. Straszny wstyd zrobił mi w Kielcach, zimą 2014 roku, podczas turniej charytatywnego dla dzieci z domu dziecka. Dawid miał rozpocząć mecz, tylko kopnąć piłkę. Nie wyszedł na parkiet, bo bał się, że się przewróci. "Patrz ilu tu jest ligowców, skompromituję się". Był na kacu. I wyszedł z sali. Ludzie się pytają: "Gdzie Janczyk?". Musiałem tłumaczyć, że się zatruł. Wiele rzeczy go trapiło. On się nawet bał, że spowoduje wypadek, gdy wsiadał do samochodu. Nie daje sobie ze sobą rady. Coś mu nie wyjdzie, od razu się załamuje, pada na pysk. Tłumaczyłem mu: myśl pozytywnie, powalcz. W Gliwicach chodził na początku do psychologa. Szybko zrezygnował. Lekarz i psychiatra z Dębicy stwierdzili później, że Dawid bez terapii zamkniętej nie da sobie rady. Wcześniej Legia chciała go na taką terapię wysłać, on się jej nie poddał.

Nałóg wyniósł z domu?

- Z opowiadań Dawida wiem, że w rodzinie były problemy alkoholowe.

Janczyk pił sam?

- Z towarzystwem też, ale głównie sam.

Krążą legendy, że w okresie, gdy był zawodnikiem CSKA Moskwa, pił dziennie 0.7 litra wódki.

- To minimum. Nieźle w palnik dawał też grając w Belgii. Załóżmy, że mecz miał w sobotę o godz. 16. Rano wypił jeszcze pół butelki, a kilka godzin później strzelał gole w belgijskiej ekstraklasie. Tak to wyglądało. Najbardziej lubi wódkę smakową. Kiedyś, przy jakiejś okazji, widziałem jak Dawid spożywa. Wódka przechodziła mu przez gardło jak mleko. Nie wiem, czy czuł jej smak. Pił do odcięcia prądu.

Wie pan, co Dawid robił przez prawie trzy lata, gdy w ogóle nie grał w piłkę? On twierdził, że był z żoną u jej rodziców w Niemczech.

- To wszystko kłamstwa. Pił. To był cud, że mógł wrócić do profesjonalnej piłki po takich sytuacjach. Wszystko spartolił.

Po odejściu z Piasta liczył ponoć na transfer do Arabii Saudyjskiej.

- Jeden z menadżerów, Andrzej Wójcik, obiecywał mu klub w tym kraju. Dawid się na to nabrał i pospieszył się z wyjazdem z Gliwic.

Co było później?

- Chciałem mu pomóc w znalezieniu innej drużyny. Pojawiła się oferta z Błękitnych Raciąż, beniaminka III ligi łódzko-mazowieckiej. Sponsor, a zarazem mój przyjaciel, prezes Robert Dobies, przygotował dla niego kapitalne warunki. Zaproponował, że opłaci mu mieszkanie i da dobrą pensję. Około 10 tysięcy złotych miesięcznie. Dawid miał przychodzić na jeden trening w piątek i sobotni mecz. "Trzecia liga? Nie interesuje mnie to" - tak to skomentował. Ten chłopak ma dobre serce. Naprawdę. Każdemu by pomógł. Ale nie potrafi okazać wdzięczności. Wiele osób chciało dla niego dobrze. On jednak uważa, że wszystko mu się należy. Że jest wybitnym piłkarzem i wiele osiągnął.

Wróci do piłki?

- Chciałbym. Wielokrotnie do niego dzwoniłem, chciałem mu pomóc. Tym wywiadem nie chcę go pogrążyć, a zdopingować, wstrząsnąć, by wrócił na sportową ścieżkę życia. Są kluby, które jeszcze go chcą. Na przykład Błękitni Raciąż i dwie drużyny z ekstraklasy litewskiej. Wiem, bo rozmawiałem z tymi ludźmi.

rozmawiał Mateusz Skwierawski

Andrzej Strejlau: Kadra Nawałki jest niemal identyczna jak ta RFN z lat 70. Na Euro kluczowy będzie pierwszy mecz
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×