W czerwcu ubiegłego roku przedstawiciele doświadczonego napastnika byli już w zasadzie dogadani z Kolejorzem i wydawało się, że podpisanie trzyletniej umowy to tylko formalność.
Ostatecznie jednak Marco Paixao do Poznania nie trafił. Powód? Według pierwotnych ustaleń miał zarabiać 300 tys. euro rocznie, a dodatkowo otrzymać 200 tys. za podpis. To by oznaczało, że w ciągu trzech sezonów zainkasuje 1,1 mln euro.
Później jednak menedżer Portugalczyka przekazał władzom Lecha, że jego klient chciałby zarabiać więcej - 360 tys. euro rocznie, co dałoby mu miesięczną pensję na poziomie 30 tys. Pozostałe warunki nie miałyby ulec zmianie. Na to władze mistrza Polski się nie zgodziły i cała sprawa zakończyła się fiaskiem.
Kolejorz miał jesienią problemy w ataku, bo ani Dawid Kownacki, ani Marcin Robak, ani Denis Thomalla nie gwarantowali regularnego strzelania goli. Niewykluczone jednak, że podobnie byłoby z Paixao, który przez całą rundę zaliczył w Sparcie Praga zaledwie sześć występów i nie zdobył ani jednej bramki. Sporą część rozgrywek stracił też z powodu kontuzji.
Dziś portugalskiego napastnika czeka zapewne kolejna zmiana klubu, bo Czesi dali mu wolną rękę. Niewykluczone, że piłkarz wróci do Polski. W Wiśle Kraków widziałby go bowiem trener Tadeusz Pawłowski. Obaj współpracowali już ze sobą w Śląsku Wrocław.