W poprzednim sezonie to samo usłyszał Carlo Ancelotti, a później doświadczył na własnej skórze, że Perez mówi jedno, a robi coś zupełnie innego. Dziś jest tak samo.
Prezydent Realu nie jest stały w uczuciach względem trenerów, Zidane musi o tym pamiętać, ale od poprzedników odróżnia go szczególny kontakt z szefem. Nie tylko dzięki zawrotnej sumie 76 milionów euro, którą Hiszpan zapłacił za niego w 2001 roku, czyniąc najdroższym piłkarzem świata. Ukształtowany trenersko u boku Carlo Ancelottiego, z doświadczeniem pracy w Realu Madryt Castilla, jest dla Pereza "opcją Guardiola". Szkoleniowcem w pełni "Królewskim", z madrcykim DNA i oddanym klubowi bez reszty. Wszechwładny Florentino nie chce już tylko zatrudniać. Chce kreować. I kreuje.
Rafa, czyli człowiek skazany na zwolnienie
Hiszpan rzekomo wierzył, że Rafael Benitez może opanować krytyczną sytuację po katastrofie w clasico z Barceloną (0:4) i dlatego 23 listopada dyplomatycznie ogłosił pełne poparcie dla swojego trenera. Ostatni remis z Valencią (2:2), rozczarowujący styl gry drużyny i prostesty kibiców, ostatecznie podmyły jednak autortet urodzonego, wychowanego i ożenionego w Madrycie, trenera. Rafa okazał się wielką pomyłką, człowiekiem, którego kompetencje publicznie kwestionowali poirytowani piłkarze. Prawda jest bolesna. Benitez nie jest już typem przenikliwego szkoleniowca z czasów Valencii, którą uczynił czołowym klubem Europy (dwa tytuły Mistrza Hiszpanii i Puchar UEFA), ani autora najbardziej spektakularnego zwycięstwa w Lidze Mistrzów, jakie stało się udziałem jego Liverpoolu w 2005 roku w Stambule. To jego mistrzowskie posunięcia w przerwie meczu zadecydowały o odrobieniu strat w starciu z Milanem. - Tamtego wieczoru Liverpool rozpoczął mecz z jednym napastnikiem, Barošem, dlatego spodziewałem się, że od początku drugiej połowy na boisko wyjdzie Cissé. Nic takiego się nie stało. Rafa Benítez stosował jakąś dziwną strategię. I wygrał. - tak opisał tamten tragiczny dla siebie wieczór ówczesny trener Milanu, Carlo Ancelotti. To za nim dziś tęsknią kibice Realu Madryt. Rafę przez kilka miesięcy najchętniej posłaliby w diabły. W poniedziałek posłał go tam Florentino Perez.
"Zizou" przemawia, reszta milczy
Zidane jest uwielbiany w Madrycie. Szanują go piłkarze, którzy współpracowali z nim w sezonie 2013/2014. - Kiedy on mówił w szatni, wszyscy słuchali - zdradził Carlo Ancelotti. Świetnie radzi sobie w roli trenera Realu Madryt Castilla (po 19. kolejkach drużyna zajmuje drugie miejsce w tabeli), chłonie wiedzę w błyskawicznym tempie, łączy wielki autorytet piłkarski z pasją początkującego trenera. Ale nie ma doświadczenia w pracy na stanowisku pierwszego szkoleniowca w tak wielkim klubie. Postawienie na niego to olbrzymie ryzyko Florentino Pereza, szach - mat Hiszpana, od którego odciągali go krewni i najbliżsi współpracownicy. Real nie toleruje nowicjuszy, zatrudnia uznane nazwiska i minimalizuje ryzko. Dziś ta teoria runęła, bo wkracza "Zizou". On gotowy był już do przejęcia schedy po Carlo Ancelottim i nigdy nie ukrywał, że "chce krwi", czyli pracy z pierwszą drużyną.
Jako trener Zidane nawiązuje do swojej filozofii piłkarskiej. Kocha ofensywny styl, jest antytezą analitycznego Beniteza. Kibice Realu Madryt byli wściekli na swojego poprzedniego trenera za to, że przeobraził ich drużynę w nie wiadomo co. A za ekstremalny przykład nudy i toporności uznali dwumecz w Champions League z Paris-Saint Germain. Do tego dodajmy to nieszczęsne clasico, w którym Barcelona napluła w twarz Realowi. Zidane nadciąga więc z odsieczą, w szalenie trudnym momencie, w środku burzy. Jego charyzma i niezwykła osobowość wystarczą, by niepokorne gwiazdy Los Blancos zaczęły zajmować się wyłącznie grą, a nie gadaniem. Łysina Zidane'a budzi respekt, jego dokonania w Realu Madryt Castilla są obiecujące, a słowa dają nadzieję na rewolucję. - Wszystko zaczyna się od tyłu. Chcę, aby moje zespoły jak najszybciej przechodziły z obrony do ataku, błyskawicznie stwarzały sobie sytuacje. Każdy zawodnik mojej drużyny musi po stracie piłki natychmiast walczyć o jej odbiór. Chcę poświęcenia i profesjonalizmu - powiedział "Zizou".
Zidane przede wszystkim słucha
Francuz kompleksowo podchodzi do swojej pracy. To on namówił Florentino Pereza do wydania 4 mln euro za cudownego chłopca Martina Ødegaarda, który kreowany jest na wielkiego piłkarza. Mimo znakomitych zarobków (1 mln euro) i niekwestionowanego talentu, Zidanie nie bał się posadzić go na ławce rezerwowych, gdy uznał, że jego zaangażowanie jest dalekie od ideału. Podobnie było z Mariano, najlepszym strzelcem drużyny, grzeszącym nonszalancją. Nigdy jednak "Zizou" nie doświadczył pracy z wielkimi gwiazdami, o monsturalnym ego i irracjonalnych kaprysach. To jest największy problem, z jakim może nie poradzić sobie w Madrycie.
- Bądźmy poważni. On będzie miał niesamowity posłuch w szatni - powiedział Jean-Louis Triaud, właściciel Girondins Bordeaux. - Kiedy dokonywaliśmy wyboru Willy'ego Sagnola, zastanawialiśmy się nad zatrudnieniem Zinedine'a. Te wszystkie starożytne historie o jego zamknięciu, małomówności, własnym świecie to bzdury. On dziś jest innym człowiekiem. Guy Lacombe, były trener m.in PSG, który ukształtował go w centrum treningowym w Cannes, doceniał umiejętność słuchania u swojego piłkarza. - Kiedy był młodym zawodnikiem chciał się uczyć, słuchał i wykonywał polecenia. Był niesamowicie utalentowany, ale w odróżnieniu od wielu innych potrafił zaufać starszym. Wiem, że jako trener zachowuje się podobnie. Podpatrywał wielu wybitnych trenerów przez całą karierę. Ma wielki kapitał, by zostać jednym z najlepszych.
Rene Girard, były szkoleniowiec francuskiej młodzieżówki zapytany o Zidane'a, odpowiedział bez ceregieli. - Powinien w to wejść. To dla niego olbrzymia szansa, ale i ryzyko. Może być tak, że Real trafi do nieba pod wodzą "Zizou", ale równie dobrze może spaść w przepaść i pociągnąć w nią swoją ikonę.
Mateusz Święcicki