24-letni skrzydłowy w Austrii podpisał umowę ważną do 2017 roku. Perspektywy ma całkiem niezłe, bo jego nowy klub na razie prowadzi na zapleczu tamtejszej Bundesligi. - Mimo młodego wieku jest już piłkarzem doświadczonym na arenie międzynarodowej. Jego zalety to szybkość, gra jeden na jednego. Wyróżnia się asystami - komplementuje go dyrektor sportowy klubu Alfred Hoertnagl.
Na te atuty liczył swego czasu Lech Poznań, z którym Estończyk był już po słowie. Henrik Ojamaa wcześniej grał w szkockim Motherwell i był w tamtejszej Premier League królem asyst. W sezonie 2012/13 asystował aż 16 razy. Do gry o piłkarza włączyła się jednak Legia Warszawa, piłkarz ostatecznie trafił na Łazienkowską. I zawodził. Grał dużo, ale pożytek z niego był mały. Zarzucano mu, że jest egoistą i nie dostrzega kolegów. Poza boiskiem nie integrował się z zespołem, kłócił się z innymi zawodnikami. Było pewne, że musi odejść.
Początkowo został wypożyczony z powrotem do Motherwell, ale już tak nie błyszczał. Potem trafił do norweskiego Sarpsporga, a już po definitywnym rozstaniu z Legią do trzecioligowego angielskiego Swindon Town. - Jego kariera jest teraz w najniższym punkcie - mówi WP SportoweFakty Angelo Palmeri w rumodispo.com, serwisu internetowemu poświęconemu estońskiej piłce.
- W Norwegii i Anglii nie pokazywał niczego szczególnego. Zapewne miał na to wpływ brak stabilizacji. Do tego stracił miejsce w reprezentacji Estonii, na co zapewne miał wpływ również jego charakter - analizuje dziennikarz. Ojamaa to piłkarz krnąbrny, nie każdemu pasuje taki styl bycia.
Kilka dni temu menadżer Estończyka próbował umieścić go w Koronie Kielce. W dwunastej drużynie naszej ligi nie był jednak potrzebny.
Obserwuj @Jacek_Stanczyk