Polka, która trzyma w ryzach Glasgow Rangers

East News
East News

W Glasgow Rangers żaden Polak kariery nie zrobił. Dariusz Adamczuk rozegrał raptem kilkanaście spotkań, Kamil Wiktorski nie przebił się w drużynie zdegradowanej do IV ligi, a Maciej Gostomski jest na razie rezerwowym. Ona jest w klubie od 2007 roku.

Grażyna Świacka wyjechała do Glasgow 10 lat temu. Pracuje w Szkocji jako sprzątaczka. Obecnie w Murray Park - ośrodku treningowym Glasgow Rangers.

Od szóstej rano do dwunastej, siedem dni w tygodniu. Zarabia najniższą krajową: 6.70 funta za godzinę, ale stać ją na własny samochód (volkswagen polo) czy wyjazdy na wczasy. Od momentu przeprowadzki z Żar do Glasgow była za granicą czternaście razy. Trzy lata temu dostała od miasta nowe mieszkanie socjalne, przy Ibrox Park. Od pracy dzieli ją 7,5 mil.

Zaczynała od zera. - Na kartce miałam napisane fonetycznie: "dej tiket plis". Poszłam do agencji, pracowała tam Polka, Agnieszka. Pomogła mi wypełnić formularz. Powiedziałam jej, że sprzątanie nie jest dla mnie problemem, nawet toalet. Zadzwoniła na drugi dzień. Tak zaczęłam pracować w agencji i sprzątać na stadionach - opowiada pani Grażyna.

Przez rok zajmowała się trzymaniem porządku na trzech obiektach w Glasgow: Celtic Park, Ibrox Stadium i Hampden Park. Po dwunastu miesiącach zaproponowali jej stały kontrakt w Rangers. Na Ibrox sprzątała przez następne sześć lat. Od prawie trzech opiekuje się już tylko Murray Park.

Wczasy w ciepłych krajach

Z Polski wyjechała jako samotna matka trzech córek. Najstarsza ma dziś 32 lata, bliźniaczki po 24. Ojciec odszedł od rodziny, gdy młodsze miały po 12 lat. - Obie studiują. Uczą się bardzo dobrze. W czerwcu będą bronić pracy magisterskiej. Wyjechałam po to, by zarobić na ich edukację. W Polsce nie było na to szans. Co miałam zrobić? Powiedzieć: zagrajcie w marynarza, która pójdzie na uczelnię, a która do zawodówki? Poświęciłam się - tłumaczy swoją decyzję o emigracji.

Świacka w Polsce pracowała głównie w sklepie i jako pokojówka w hotelu. W okresie istnienia NRD również na bazarze Olszyna przy zlikwidowanym już polsko-niemieckim przejściu granicznym Olszyna-Forst. - Leniwa nie jestem. W hotelu miałam do posprzątania 60 pokoi i toalet dziennie. W Szkocji szybko docenili moją pracowitość - opowiada.

Mimo że zarabia najniższą krajową, nie narzeka na standard życia. - Stać mnie na opłacenie mieszkania, jedzenie, rozrywki typu kino czy wczasy. Byłam już między innymi trzy razy w Egipcie, dwa razy na Teneryfie, ponadto na Ibizie, Majorce, Lanzarote, czy Fuerteventurze. Staram się jeździć na wczasy dwa razy w roku: w grudniu i maju. Jak mieszkałam w Polsce, mogłam pozwolić sobie głównie na wypad nad morze. Kilka razy byłam jeszcze w NRD - porównuje.

Na chwile beztroski musi jednak solidnie zapracować. - Podczas meczów, gdy drużyna grała na przykład o godz 15.00, przychodziłam do pracy na 6 rano. Przygotowywałam restaurację dla gości. W przerwie meczu wycierałam podłogi, odkurzałam, wymieniałam papier w toaletach. Po spotkaniu to samo - gruntowne porządki. Czasem w trakcie meczów wychodziłam na chwilę na stadion. Zwłaszcza podczas derbów Glasgow. Tego bym sobie nie darowała. Przejęcie kibiców, to jak się angażują i emocjonują, to coś nie do opisania. Pamiętam, jak Artur Boruc prowokował kibiców Rangers. Ci aż kipieli ze złości - wspomina.

Gostomski nic nie mówi

Piłką zaczęła się interesować od niedawna. - Widziałam z bliska na przykład Davida Beckhama. Liczę, że zobaczę kiedyś Roberta Lewandowskiego. Przed meczem Szkocja - Polska mówiłam personelowi w ośrodku, że Robert strzeli gola. Na drugi dzień nie chcieli mi dzień dobry mówić, tak przeżywali ten remis (2:2) - nawiązuje do spotkania eliminacji Euro 2016.

Pani Grażyna nie ma już możliwości oglądania meczów na żywo. W ośrodku treningowym Rangers jest codziennie. W tygodniu dzieli się obowiązkami z dwoma Szkotkami. W weekendy sama odpowiada za czystość w całym Murray Park. - Jestem trochę jak maszyna, ale nie narzekam. Czy jest dużo pracy? Wszystko zależy, gdzie ćwiczy drużyna. Jeżeli na boisku krytym, to zawodnicy nie wynoszą pod butami trawy czy błota. Ale gdy zajęcia odbywają się pod gołym niebem, to pracy jest mnóstwo. W Szkocji deszcz pada trzynaście miesięcy w roku - mówi z przymrużeniem oka.

W ciągu dziesięciu lat pracy pani Grażyna szczególnie polubiła bramkarza Lee Robinsona. Wychowanek Rangers nie był nigdy ważnym zawodnikiem drużyny. Odszedł w poprzednie lato. - Dawno nie spotkałam tak miłego człowieka. Często zagadywał, zawsze uśmiechnięty, z klasą. Mówiłam o nim nawet córce. Niektórzy piłkarze mają wysoko zadarte nosy. Nawet "dzień dobry" nie powiedzą. Ale kto, to już zostawię dla siebie, bo mnie jeszcze zwolnią - śmieje się Świacka.

Od początku stycznia ma w Glasgow bratnią duszę - Macieja Gostomskiego, który trafił do klubu z Lecha Poznań. - Mówię w zasadzie dzień dobry i do widzenia. Pani Grażyna ciągle gada - żartuje bramkarz. - Jestem szczęśliwa, że usłyszę w swoim języku "dzień dobry". W mojej okolicy nie ma wielu Polaków. To banał, ale po tylu latach spędzonych na obczyźnie, te słowa mają naprawdę podwójną wartość.

Mateusz Skwierawski

Leo Messi nie wyklucza zmiany barw klubowych. "Chciałbym kiedyś zagrać w Argentynie"

Komentarze (0)