"Piłka Nożna": Nowy rok zainaugurowałeś udanie - golem 1 stycznia podczas tradycyjnego noworocznego treningu Pasów. Znasz tradycję dotyczącą pierwszego strzelca?
Bartosz Kapustka: Coś mi się obiło o uszy. Chodzi o to, że ten kto zdobędzie pierwszą bramkę dla Cracovii, w tym samym roku opuszcza klub.
Tak się przynajmniej ostatnio układało.
- Co mogę powiedzieć? Chyba tylko, iż jest dość prawdopodobne, że tradycja zostanie podtrzymana.
Ale dałeś słowo, że nie odejdziesz zimą i zdaje się, że zamierzasz go dotrzymać?
- Oczywiście. To akurat mogę potwierdzić. Chcę z Cracovią wiosną trochę namieszać w lidze, mamy coś razem do zrobienia. Natomiast latem być może odejdę, jeśli oczywiście klub dostanie satysfakcjonującą ofertę, która również mi będzie pasowała. Podchodzę jednak do tematu spokojnie, nie podniecam się. Na pewno był to dla mnie przełomowy rok, ale też dopiero pierwszy tak naprawdę, w którym wybiłem się może ciut ponad przeciętną.
Czyli żadna z ofert transferowych nie podziałała mocno na twoją wyobraźnię?
- A tak dużo ich było? OK., te o których czytałem w gazetach mogły faktycznie przyprawić o szybsze bicie serca, lecz tak naprawdę jedyna konkretna, która wpłynęła do Krakowa pochodziła ze Stambułu. Szanuję Galatasaray, to wielki klub, ale ja od początku byłem nastawiony sceptycznie. Nie wiem, czy Turcja to byłby teraz optymalny kierunek dla mojego rozwoju. Cracovia również nie naciskała na transfer, mimo że Turcy zaproponowali godziwe pieniądze.
Boisz się, że pochopną decyzją możesz zaszkodzić sobie w perspektywie gry w reprezentacji Polski i ewentualnego wyjazdu na mistrzostwa Europy?
- Jasne, że tak. Gdzieś z tyłu głowy siedzi niepokój, że można coś zepsuć. Zresztą pod tym kątem rozmawiałem także z selekcjonerem Adamem Nawałką. Radziłem się co zrobić i obaj doszliśmy do tego samego wniosku - lepiej jeszcze kilka miesięcy poczekać z wyjazdem.
A gdyby nagle drugi raz, bo kiedyś już kontakt był, zadzwoniła Legia? Podjąłbyś temat czy jesteś już ukierunkowany wyłącznie na podbój Europy?
- Znając stanowisko i oczekiwania Cracovii, na obecnym etapie Legii chyba już nie byłoby stać na Bartosza Kapustkę. I proszę źle nie odebrać moich słów. Jestem skromnym człowiekiem, ale realnie patrzę na rozwój sytuacji. Polskim klubom trudno rywalizować nawet z tureckimi, a skoro, ponoć kilkumilionowa i liczona w euro, oferta Galatasaray nie wywołała trzęsienia ziemi w Cracovii, to Legii byłoby bardzo trudno podbić stawkę.
To może już zamknijmy na przynajmniej pół roku temat transferowy pytaniem o te wymarzone kierunki i kluby...
- Bardzo lubię ligę angielską i niemiecką. Podoba mi się ich poziom, opakowanie, sposób pokazywania. Natomiast od dziecka trzymałem kciuki za Manchester United, zatem jeśli mówimy wyłącznie w kategoriach marzeń, niech to będą Czerwone Diabły.
W takim razie musiałbyś posadzić na ławce Anthony’ego Martiala.
- Czy aby nie za daleko wybiegamy w tych przypuszczeniach? Spokojnie, to tylko marzenia chłopaka, który w gruncie rzeczy jeszcze niewiele osiągnął. Na ten moment nie jestem gotowy, by myśleć o grze w topowych drużynach.
Masz jeszcze idoli?
- Chyba już na to jestem...za stary, ale jako mały smyk uwielbiałem Ronaldinho. Całymi dniami odbijaliśmy z kolegami piłkę, a ja próbowałem naśladować triki gwiazdy Barcelony. Zresztą czasami do tej pory zdarza mi się puścić płytę z występami Brazylijczyka i wciąż jestem pod wrażeniem.
Jeden z naszych dziennikarzy uzasadniając twoją nominację w kategorii Odkrycia Roku widzi cię w przyszłości jako kogoś na podobieństwo Edena Hazarda. Skrzydło to twój żywioł?
- Niekoniecznie. Jestem zawodnikiem uniwersalnym, a dziś cała piłka zmierza w tym kierunku, więc chyba nadążam za trendami. Najlepiej czuję się jednak jako dziesiątka, grając za napastnikami, ale radzę sobie również na skrzydle, czyli tam, gdzie najczęściej ustawiał mnie jesienią Jacek Zieliński.
Właściciel Cracovii Janusz Filipiak twierdzi, że mistrzostwo byłoby oczywiście miłe, ale skupić się powinniście na walce o podium. Paraliżuje was takie stanowisko czy ułatwia robotę?
- W klubie czujemy wszyscy, że to dla Cracovii może być sezon przełomowy... Ale najpierw mecz z Górnikiem Zabrze, później z Termalicą, potem Zagłębie, to mają być kolejne kroki, które mają nas doprowadzić do sukcesu.
No to jeszcze jeden cytat z profesora Filipiaka: "Nie ma możliwości, by Kapustka nie pojechał na Euro. Jego technika jest zdumiewająca."
- Fajne. Mam nadzieję, że faktycznie uda mi się pojechać z drużyną do Francji. Oby tylko zdrowie dopisywało, to...
- ...to jeszcze poprawisz reprezentacyjny bilans, który i tak jest nie byle jaki, skoro w trzech meczach zdobyłeś dwie bramki.
- Dobrze brzmi. Chłopaki śmieją się ze mnie, że statystyki mnie bronią.
Jeśli jednak życie nie okaże się wcale przewrotne, jak zamierzasz pogodzić zgrupowanie reprezentacji Polski przed Euro 2016 i maturę?
- Niewątpliwie jest to pewien problem. Wciąż mam nadzieję, że jeśli rzeczywiście selekcjoner mnie powoła, jakoś uda mi się obie te sprawy spiąć. Ale nie wykluczam, niestety, również scenariusza, że do matury podejdę z rocznym poślizgiem.
WP SportoweFakty są na Snapchacie! Nazwa: sportowefakt
[nextpage]Jakim jesteś uczniem?
- Na pewno byłem dobrym. Schody zaczęły się w drugiej klasie liceum, kiedy w piłkę zacząłem już grać na ostro. Pojawiła się ekstraklasa, treningi codziennie, a nawet dwa razy w ciągu dnia, jednym słowem zrobiło się poważnie. Szkoła musiała w tej sytuacji ucierpieć, bo za nic w świecie nie zrezygnowałbym z marzeń o piłkarskiej karierze. W szkole zacząłem być gościem.
W szkole rzeczywiście musisz być gościem, ale w innym znaczeniu. Jak radzisz sobie z popularnością?
- Jest miła, nie narzekam. Marzyłem o niej jako chłopiec i właśnie zaczynem jej doświadczać. Oczywiście czasem cierpi prywatność, ale biorę wszystko z uśmiechem. Żeby tylko takie problemy były w życiu...
Ale po jesiennych meczach reprezentacji Polski rozpoznawalność i popularność wśród kibiców musiała wzrosnąć razy pięć.
- Czy aż tyle - nie wiem, ale faktycznie od września zauważam sporą różnicę. Nie rezygnuję jednak z normalnego życia. Spotykam się z przyjaciółmi, wychodzimy na miasto, do kina, na kręgle, gokarty. Żyję jak każdy młody człowiek.
Czasem też wyskoczysz do nocnego klubu...
- No tak, szybko przekonałem się, jak jednym nieroztropnym krokiem można sobie zaszkodzić, popsuć wszytko, na co się latami pracowało. Dostałem wtedy po głowie - dosłownie i w przenośni. Cieszę się, że to się zdarzyło na tak wczesnym etapie kariery i właściwie zakończyło bezboleśnie. Pozostaje wyciągnąć wnioski. O wizerunek muszę dbać. Na dobrą opinię pracuje się latami, a stracić wszystko można w jednej chwili, jak pstryknięcie palcami. Wtedy w dyskotece to była dobra lekcja życia.
Ponoć jesteś zakręcony na punkcie muzyki?
- Fakt. Słucham bardzo dużo, głownie polskiego hip-hopu. Ostry, Sokół, Juras, Kękę, to klimaty zdecydowanie dla mnie. Kiedy mieszkałem w internacie razem z kolegą puszczaliśmy głośno muzykę i freestylowaliśmy. Nie oceniam, czy mam talent, czy nie, po prostu to lubię i nie zamierzam rezygnować z zabawy.
Spotykasz się z opiniami, że lada chwila Kapustce sodówka odbije?
- Szczęśliwie odcinam się jak mogę od internetu. Ktoś przeczyta coś, co wyjęte jest z kontekstu i wyciągnie błędne wnioski. Natomiast ludzie, z którymi się spotykam i ich opinia jest dla mnie ważna, znają mnie doskonale. I nie sądzę, by ktoś, kto mnie zna, powiedział, że palma mi odbija. Nic z tego. Jestem normalny.
Ale nawet normalny facet może odlecieć, jeśli "Bild" nazywa go złotym dzieckiem lub nowym Lewandowskim, a brytyjska telewizja kręci o nim reportaże.
- No i co ja mogę zrobić? Staram się jak mogę, by twardo stąpać po ziemi, nawet jeśli podobne opinie mile łechcą ego. Od siebie wymagam najwięcej. Jeśli coś zepsuję, spinam się, by to szybko naprawić.
Kiedy debiutowałeś w reprezentacji w meczu kwalifikacyjnym z Gibraltarem czułeś bardziej radość, czy przytłaczał cię stres?
- Wyłącznie radość! Mnie futbol nie stresuje. Jak może mnie stresować coś, co kocham. Miałem za plecami 60 tysięcy fanów na Stadionie Narodowym. Chciałem po prostu wejść na boisko i pobiec do przodu. Szczerze mówiąc, jeśli już jakiś stresik czułem, to bardziej podczas debiutu w ekstraklasie. Może dlatego, że miałem wówczas dopiero 17 lat...
Ale nie powiesz, że przyjeżdżając pierwszy raz na zgrupowanie kadry nie było tremy?
- Była, ale lekka.
Dzień dobry panie Robercie czy cześć "Lewy"?
- Ani tak, ani tak. To do mnie podchodzili inni zawodnicy i byłem faktycznie przejęty, że goście, których dotąd znałem z telewizji i trzymałem za nich kciuki, nie tylko się ze mną witają, ale po prostu mnie rozpoznają, wiedzą jak się nazywam, itd.
Pierwszy telefon od selekcjonera też musiał podnieść ciśnienie?
- Ten pierwszy wywołał szok. Kolejnym towarzyszyło stremowanie, ale potem już przeszło. Kiedy dotarłem na zgrupowanie do hotelu trener Nawałka od razu wziął mnie do pokoju i przez godzinę rozmawialiśmy. Byłem zaskoczony jego profesjonalizmem. Opowiadał o meczach z moim udziałem sprzed roku, był perfekcyjnie przygotowany. Poza tym selekcjoner ma w sobie coś takiego, że buduje fajną aurę, atmosferę, w której nawet nowicjusz taki jak ja czuje się swobodnie.
Jak znosisz krytykę?
- Konstruktywną zawsze przyjmę. Szczególnie jeśli pochodzi z ust ludzi, którym ufam, szanuję ich wiedzę i doświadczenie. Zawsze czekam na to, co mają do powiedzenia trener Zieliński, selekcjoner Nawałka czy mój tata, który też grał w piłkę i zna się na rzeczy.
Teraz jako Odkrycie Roku będziesz pod szczególną obserwacją i narażony na krytykę.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Ten tytuł sprawił mi olbrzymią satysfakcję, ale przy okazji podniósł poprzeczkę, która po jesiennych występach w reprezentacji Polski i tak była już wysoko zawieszona. Ale lubię wyzwania, nie palą mnie. Czasem myślę o tych wyróżnieniach, splendorach, o tym co zdarzyło się w tym szalonym roku i czuję jak mnie to napędza.
Rozmawiał Zbigniew Mucha
Nawałka znowu obserwuje Wszołka. Skrzydłowy wróci do kadry?
Manchester City chce gwiazdę West Hamu
Piłkarz Chelsea trafi do Chin?
Zobacz: Andreas Wolff: Lewandowski to maszyna
{"id":"","title":""}