Dodatkowo w pierwszej połowie, gdy Drągowski stał pod "Żyletą", trybuną z najbardziej fanatycznymi kibicami, w jego stronę poleciały różne przedmioty. Piłkarz zwracał zresztą na to uwagę sędziemu. Niczym jednak nie został trafiony.
- Jednym uchem to wpuszczałem, drugim wypuszczałem - mówił nam Bartłomiej Drągowski o przyśpiewkach z trybun. - Spodziewałem się tego, więc nie robiło to na mnie żadnego wrażenia. Byłem na to przygotowany, wszyscy widzieli jak było. Wiadomo, kibice próbowali mnie jakoś rozproszyć, żebym skupił uwagę na nich niż na meczu. Im się to nie udało. Udało się zawodnikom Legii nas wypunktować - dodał.
18-letni bramkarz Jagiellonii podpadł miejscowym kibicom w maju, gdy po wygranym przez Legię 1:0 meczu pokazywał w ich stronę wulgarne gesty. Teraz przed meczem też podgrzał atmosferę mówić, że fani Legii na pewno "ładnie go powitają, a on ładnie przywita się z nimi".
Na koniec meczu usłyszał od nich, już nie wulgarne, "Ile wpuściłeś". Wpuścił cztery.
- To na pewno jeden z wielu gorszych wieczorów w mojej karierze. Jak się przegrywa 0:4, to nie można być zadowolonym. Podarowaliśmy dla Legii bramki i przegraliśmy zasłużenie.
Zobacz wideo: Jacek Zieliński: Brakowało nam skuteczności. Mogliśmy wygrać znacznie wyżej
{"id":"","title":""}
Źródło: TVP S.A.
Jeśli jako o idiocie piszesz o Drągowskim, to pełna zgoda.
W Warszawie nie tacy kozacy nigdy niczego już nie zagrali, bo trybuny im nie odpuściły po wcześniejszym głupim zachowaniu.
PrzCi ludzie już potem nigdy nie mieli spokoju, gdy grali nawet w innych barwach na Legii. Ja nie piszę, że to pochwalam, ale raczej uświadamiam jak jest.
Fajnie jest być wyrazistym piłkarzem, pokazywać przywiązanie do barw swojej drużyny, ale potem trzeba sobie zdawać sprawę, że są tego granice i konsekwencje Czytaj całość