Ondrej Duda: Nie skończyłem się

Ławka rezerwowych nie jest dla mnie. Wiem, jak odbudować formę - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Ondrej Duda, pomocnik Legii Warszawa.

WP SportoweFakty: Czy Ondrej Duda się skończył?

Ondrej Duda: Dopiero się zacznie. Mam 21 lat i dużo przed sobą.

Rundę wiosenną rozpoczął pan na ławce rezerwowych.

- Wszystko zależy od tego, jaką koncepcję ma trener. Mocno pracuję na treningach i jestem do jego dyspozycji. Jeżeli szkoleniowiec zdecyduje, że muszę usiąść na ławce, to usiądę.

Ale pana ławka powinna palić.

- Oczywiście - zawsze chcę być na boisku. Wiem, że ławka nie jest dla mnie, nie chce tam siedzieć, ale wszystko zależy od trenera. Rozegrałem już trochę meczów u trenera Czerczesowa. Zawsze się staram. Uważam, że jestem bardzo dobrze przygotowany do rundy. Chyba najlepiej odkąd jestem w Legii. Przynajmniej najlepiej się czuję. Czekam na swoją szansę.

Ostatnio spokoju nie dawały panu kontuzje. Co chwile przeszkadzała któraś kostka.

- Codziennie je wzmacniam. Przed i po treningu. Mam z nimi problem, dlatego zwracam na nie szczególną uwagę. Często bywało tak, że nie zdążyłem jeszcze dobrze wyleczyć urazu, wychodziłem na boisko, dostałem w którąś kostkę i kontuzja znów się odnawiała. Pracuję z fizjoterapeutami: na macie, z piłką. Robię, co mogę, by sytuacja się nie powtórzyła.

Teraz jest lepiej?

- Nie czuję bólu. Wcześniej przez całe to zawirowanie ze zdrowiem ciężko mi było odpalić, nie mogłem się wdrożyć. Mam nadzieję, że to się szybko zmieni.

Głowa Ondreja Dudy jest wytrzymała?

- To znaczy?

Wokół pan ostatnio dużo krytyki, oczekiwań.

- Często rozmawiam z tatą. To doświadczony człowiek, zna się na piłce. Dyskutujemy o trudnych sprawach, zawsze mi pomoże, doradzi. Trzeba być przygotowanym na presję i poukładać sobie niektóre rzeczy w głowie.

Pan poukładał?

- Wiem jak się zachować w sytuacjach, które już przeżyłem. Ale mam dopiero 21 lat. Wszystkiego się uczę i długo będę to jeszcze robił.

Krytyka. Przeszkadza panu?

- Najlepiej to nie czytać i nie interesować się tym, co mówią ludzie. Czasem lepiej po prostu nie wiedzieć pewnych rzeczy. Na pewno gęsta atmosfera wokół mnie trochę przeszkadzała, ale presja i oczekiwania to coś normalnego, stałego. Do końca życia będę wierzył w swoje umiejętności. Opinii, że "się nie nadaje" czy "czegoś nie potrafię" nie dopuszczam do myśli. Wiadomo, że nie można przesadnie się cenić, ale trzeba w siebie wierzyć.

Takie nastawienie to trochę szkoła Dusana Kuciaka? Mówił, że jest pan dla niego jak syn.

- Śmieje się, że wychował mnie i mógł odejść. Na jego zaufanie trzeba sobie mocno zapracować. Szanuję go za to, że ma taki dystans do ludzi, nie wpuszcza w swoje środowisko osób, które mogłyby mu zaszkodzić. Na pewno nauczył mnie elastyczności. Wiele razy radził, co mam robić. Był dla mnie jak drugi ojciec. Opiekował się mną odkąd trafiłem do Legii. Ja i moi rodzice dużo mu zawdzięczamy.

Legia to dla pana dobra szkoła życia.

- Wielkie ambicje, oczekiwania. W związku z tym, że zewnętrzne bodźce mogą wytrącać trochę z równowagi, ciężej nad nimi zapanować. Trzeba jednak pracować z chłodną głową po sukcesach. Dla mnie Legia to wszystko.
[nextpage]Na inauguracje rundy rozbiliście Jagiellonię 4:0. Zgrupowania na Malcie były faktycznie tak wycieńczające?

- Myślę, że piłkarze Jagiellonii byli trochę zestresowani. Dla mnie tak powinno być zawsze, że rywale się nas boją. Co do treningów na Malcie – to raczej media trochę rozdmuchały sprawę. Było ciężko, ale to normalne dla okresu przygotowawczego. Musieliśmy się trochę zmęczyć. Pierwsze zgrupowanie było wymagające. Dużo biegaliśmy. Na przykład serie po osiem minut sprintu bez przerwy. Plus oczywiście interwały: biegało się w różnym tempie, w odpowiednim rozłożeniu czasowym. Zajęcia nie były długie, ale intensywne. Dawały w kość, ale tak powinno być. Na drugim obozie mieliśmy już więcej zajęć taktycznych, z piłkami. Obciążeń było mniej.

Trenował pan wcześniej tak intensywnie?

- W Legii nie, ale w Koszycach tak.

Trener Stanisław Czerczesow wspominał o dużych zaległościach fizycznych drużyny. Faktycznie tak było?

- Widział, że mieliśmy zaległości. Chciał to poprawić i myślę, że mu się udało.

Obalmy mit. To zamordysta?

- Trzeba się dostosować do jego reguł, to normalne. Kiedy jest na to czas, umie jednak pożartować. Mamy świadomość, o co gramy. Jest stulecie klubu, chcemy wywalczyć trofea. Na świętowanie nastawia się nawet pani, która robi nam pranie. Jesienią ogólnie nam nie szło. Teraz musi się to zmienić. Wszystko w naszych rękach. Legię może pokonać tylko Legia. Nikt inny.

A Piast? Jest liderem tabeli.

- To poukładany zespół, nie ma w nim przypadku. Piłkarze wiedzą, od czego są na boisku. Uważam jednak, że Piast nie zdobędzie mistrzostwa, a powalczy o miejsca w czołówce ligi.

W czerwcu odbędą się mistrzostwa Europy we Francji. W eliminacjach zagrał pan trzy razy. Brak wyjazdu na turniej byłyby rozczarowaniem?

- Jeżeli będę zdrowy i grał regularnie, to mam nadzieję, że pojadę na Euro.

Zabrzmiało to dość skromnie.

- Przed każdym zgrupowaniem reprezentacji zawsze pisze do mnie asystent selekcjonera. Trenerzy byli kilka razy na Legii, ale głównie oglądają jej mecze w telewizji. Trener Jan Kozak jest dobrze przygotowany. Ceni nie tylko Legię i polską ligę, ale także słowacką. Po raz pierwszy w historii awansowaliśmy na Euro. Pewnie, że chciałbym znaleźć się w kadrze reprezentacji na ten turniej.

W fazie grupowej gracie z Anglią, Walią i Rosją. W naszym kraju kibice oczekują od kadry awansu najlepiej do ćwierćfinału. Na Słowacji również pompujecie balon?

- Na razie jest cisza. Chcemy powalczyć, a nie rozegrać tylko trzy mecze i pojechać do domu. Mentalność ludzi z Polski i Słowacji jest podobna. W przypadku sukcesu wszyscy cię wychwalają, w przypadku porażki potrafią zmieszać z błotem. W obu krajach stawia się duże wymagania. U mnie fani nie chodzą jednak w licznych grupach na mecze. W Trnavie powstał nowy stadion, na 20 tysięcy miejsc. Na meczu reprezentacji był komplet, ale podczas spotkań ligowych frekwencja jest mała. Potrzeba trochę czasu, by się to u nas rozwinęło.

Ma pan pomysł na odbudowanie formy?

- Nic innego jak ciężka praca. Na boisku i poza nim. Wierzę, że się uda.

Rozmawiał Mateusz Skwierawski 

Zobacz wideo: #dziejesiewsporcie: Bin Challange Wisły Kraków

Źródło: WP SportoweFakty

Źródło artykułu: