Szymon Mierzyński: Fochy Manuela Pellegriniego (komentarz)

AFP / Paul Ellis
AFP / Paul Ellis

Manuel Pellegrini ciężko przeżywa ogłoszenie przez klub decyzji o zatrudnieniu Pepa Guardioli. Słowa Chilijczyka o tym nie świadczą, ale jego postępowanie już tak.

1 lutego wicemistrz Anglii oficjalnie poinformował, że od lata zwiąże się z obecnym trenerem Bayernu Monachium. Ucięto w ten sposób wszelkie spekulacje, ale dotychczasowego menedżera postawiono w niezbyt komfortowej sytuacji - jako tego, który ma tylko dokończyć rozgrywki, ewentualnie spróbować coś wygrać.

Czy ta decyzja była właściwa? Chyba nie do końca. Manuel Pellegrini podkreślał wprawdzie, że Pep Guardiola nie stanowi dla niego problemu, a klub nie wykonywał żadnych działań za jego plecami. Te tłumaczenia jednak bledną w obliczu tego, co działo się później.

Trudno spekulować czy piłkarze Man City - wiedząc o rychłej zmianie menedżera - stracili zapał, ale faktem jest, że od momentu oficjalnego ogłoszenia nominacji dla Guardioli, zanotowali jedno i to odniesione w słabym stylu zwycięstwo z Sunderlandem, a następnie trzy porażki z rzędu - ligowe z Leicester City i Tottenhamem oraz pucharową z Chelsea.

Ta ostatnia to jednak wina przede wszystkim Pellegriniego. Chilijczyk zmaga się wprawdzie z problemami kadrowymi, bo kontuzje leczą Eliaquim Mangala, Samir Nasri, Kevin De Bruyne czy Wilfried Bony, lecz nic nie usprawiedliwia wystawienia praktycznie juniorskiego składu na wyjazdowe starcie z tak silnym rywalem jak Chelsea. Skutki były opłakane. The Citizens polegli 1:5, a gdyby tylko ekipa z Londynu pokazała lepszą skuteczność - choćby wykorzystała rzut karny - to spokojnie mogłaby wbić wicemistrzowi Anglii osiem czy dziesięć goli.

Wygląda na to, że pewny utraty pracy Pellegrini zaczyna prowadzić swoją grę. Tłumaczy to nadchodzącym meczem z Dynamem Kijów w Lidze Mistrzów, tyle że nie jest to przecież przeciwnik, przy którym Obywatele muszą się wznieść na absolutne wyżyny. Grubą przesadą wydaje się więc oszczędzanie większości kluczowych zawodników, zwłaszcza że Puchar Anglii to rozgrywki o niemałej renomie, którą wzmacniał jeszcze dobór rywala. Tymczasem z hitu wyszedł kit, bo tylko jeden zespół potraktował go poważnie.

Pellegrini najzwyczajniej w świecie zrobił też krzywdę młodym zawodnikom, których posłał do boju w niedzielnym meczu. Z debiutu zapamiętają oni tylko tęgie lanie i przeciwnika, który - niczym wygłodniały lew - robił wszystko, by ich w jak największym stopniu dobić. Trudno się zresztą Chelsea dziwić. Sama dopiero się odradza po fatalnej pierwszej części sezonu, dostała rywala na widelcu, więc pożarła go wyjątkowo łapczywie.

Sprawa nie jest oczywiście jednoznaczna. Chilijski menedżer nie dostał zimą nowych piłkarzy, bo tych będzie ściągał dopiero Pep Guardiola. Sam też jednak robi niewiele, by jego pożegnanie wypadło okazale. Puchar Anglii oddał walkowerem, mimo że akurat w tych rozgrywkach droga do ostatecznego triumfu jest zdecydowanie łatwiejsza niż w Lidze Mistrzów czy Premier League. Jest też jeszcze finał Pucharu Ligi Angielskiej. Jeśli tam Obywatele również polegną, to Pellegrini może zakończyć sezon bez trofeum, a wtedy wszyscy w Manchesterze szybko o nim zapomną. Trochę na jego własne życzenie.

Szymon Mierzyński

Zobacz wideo: #dziejesiewsporcie: świetna obrona w hokeju

Komentarze (0)