Marek Wawrzynowski: Czy Lewandowski jest już lepszy od Bońka? (felieton)

Niesamowita gra Roberta Lewandowskiego w ostatnim sezonie każe po raz kolejny zadać pytanie: czy jest już lepszym piłkarzem niż był Zbigniew Boniek? Czy dojrzał już do tego, by zająć miejsce "Zibiego" w historii?

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
Fot Anna Klepaczko / WP SportoweFakty / Fot. Anna Klepaczko / WP SportoweFakty

Jest tu pewne podobieństwo. Zbigniew Boniek był gwiazdą Juventusu Turyn w najlepszym okresie tej drużyny w jej historii i podobnie Robert Lewandowski jest wielką postacią Bayernu Monachium w czasie gdy ten osiągnął najwyższą jakość od wielkiego okresu z lat 70.

Porównanie tych dwóch zawodników jest o tyle trudne, że Lewandowskiego dziś widzimy niemal codziennie, zaś "Zibiego" znamy głównie z urywków, statystyk (mogłyby być lepsze), pojedynczych spotkań, które można znaleźć w Internecie.

Karol Kucharski, historyk i autor pracy magisterskiej o karierze Bońka uważa, że gdyby zachować odpowiednie proporcje, zainteresowanie Bońkiem przypomina dzisiejsze zainteresowanie Lewandowskim. W czasach przedinternetowych wykorzystywano każdą okazję, by pokazać Bońka. Dziennikarze jeździli do Turynu tak samo, jak dziś jeżdżą do Monachium, choć może nie było to tak powszechne.

Przekonujący o wyższości Leo Messiego nad Diego Maradoną hiszpański dziennikarz Guillem Balague, stwierdził, że mamy do czynienia z pojedynkiem żywego człowieka z mitem. I tu jest w sumie dość podobnie. Boniek jest pewnym mitem, brandem. I to brandem niesamowitym, przecież 400 tysięcy śledzących na twitterze czyni go najpopularniejszym Polakiem w tym środku komunikacji.

Dla dzisiejszego młodszego kibica Boniek jest jak Słowacki, który wielkim poetą był. O klasie i pozycji Bonka świadczy znacznie więcej niż garść statystyk. Przypomnę tylko kilka symbolicznych zdarzeń. W 1979 roku Enzo Bearzot powołał go, jako jedynego zawodnika z Europy Wschodniej do drużyny Reszty Świata, która grała w Buenos Aires z Argentyną. A nie był to zwykły mecz pokazowy, lecz prawdziwa bitwa na śmierć i życie. "Wielki amator", ustawiony w tym meczu na lewym skrzydle, pokazał się z fantastycznej strony. Warto obejrzeć skróty tego meczu, bo kilka jego akcji pokazuje, jak niezwykłą ma technikę w pełnym biegu, jak może prostym balansem zmylić najlepszych obrońców świata. Po meczu gazety uznały go za jednego z dwóch największych autorów tego show, wraz z Brazylijczykiem Zico. Gdzieś w tyle był nawet Diego Maradona, który wkrótce miał się stać jednym z największych piłkarzy w historii.

"Zibi" miał wtedy 23 lata i już chciało go kilka wielkich europejskich klubów. Przecież Kazimierz Deyna poszedł do Manchesteru City, tylko dlatego, że ściągnięcie Bońka było niemożliwe. Był za młody. Również za młody na Barcelonę, a przecież do Łodzi przyjechał nawet trener Helenio Herrera, ale niewiele wskórał. Zresztą "Zibi" był też zbyt młody, by w 1982 roku przejść do Juventusu, a jednak Stara Dama uparła się i wyciągnęła go z Polski. Za ogromną wówczas kwotę 1,8 miliona dolarów. Trudno to teraz przeliczyć na czasy dzisiejsze. Zupełnie inna była wartość dolara w Polsce, zupełnie inna zagranicą. Poza tym wkroczenie w erę praw telewizyjnych całkowicie zmieniło wartość transferu.

Dla polskiego kibica Boniek zawsze będzie postacią symboliczną dzięki 3. miejscu na świecie. I meczowi z Belgią. To moim zdaniem bezsprzecznie najlepszy indywidualny popis polskiego zawodnika w nowoczesnej historii. Każda z trzech bramek była fantastyczna, zaś ta na 3:0, po pięknej akcji z Włodzimierzem Smolarkiem i Grzegorzem Lato, jest moim kandydatem na najpiękniejszą bramkę polskiej reprezentacji w jej historii. Taki coming-out, tylko w ciągu ostatniego tygodnia oglądałem ją przynajmniej 10 razy.

Francois Colin, mój znajomy dziennikarz, który był wówczas na meczu, uważa że dla nich, Belgów, reprezentacja Polski to był wtedy "Boniek i reszta". Choć oczywiście znali doskonale wszystkie nazwiska. "Lato grał u nas w lidze, ale wszyscy wiedzieli, że to Boniek może sam wygrać mecz".

W tym roku Boniek został 3. zawodnikiem w plebiscycie "France Football". To wtedy był inny plebiscyt niż teraz. Nie brali udziału zawodnicy spoza kontynentu. A przecież spośród wszystkich europejskich piłkarzy Lewandowski był w tym roku sklasyfikowany na drugim miejscu. Tyle, że w 1982 roku zawodnicy spoza kontynentu faktycznie byli słabsi, zaś Boniek zapracował na swoje miejsce medalem dla kadry. Lewandowski jest w innym miejscu. Nie miał tak dobrego sezonu jak Boniek 23 lata wcześniej. Jego kadra nie ma sukcesów w wielkiej imprezie. Boniek trafił jednak na drużynę z wielką pozycją w świecie futbolu, Lewandowski na europejskiego przeciętniaka. A budowana wokół niego drużyna dziś może wrócić na salony. Może nawet do kontynentalnej czołówki?

Gdyby po latach zrobić wyciąg meczów z Lewandowskiego, można puścić te z Wolfsburgiem czy Realem, albo w barwach polskiej drużyny z Gruzją czy Szkocją. I pewnie kilka innych. Mania na "Lewego" z jaką spotkaliśmy się choćby w Szkocji, jest niebywała. Jego skuteczność poraża. Polski piłkarz jest dziś w jednej z trzech największych potęg światowej piłki i już teraz wiemy, że może być zawodnikiem, wokół którego Real Madryt miałby budować nową erę, po odejściu Cristiano Ronaldo. To pokazuje jego niezwykłe znaczenie w świecie futbolu.

Boniek był piłkarzem zupełnie innym. Nie był klasycznym środowym napastnikiem. Grał w ataku, na każdej możliwej pozycji w pomocy, a nawet na środku obrony. Był jednym z najbardziej uniwersalnych piłkarzy swoich czasów. Choć oczywiście jako zawodnik ofensywny spełniał się najbardziej. Bo miał nieprawdopodobny ciąg na bramkę. Lewandowski jest typowym nowoczesnym łowcą goli. Piekielnie silnym i szybkim. Obaj mają fantastyczny charakter.

Obaj w wieku juniora nie zdradzali, że mogą zajść Az tak daleko. Sam Lewandowskiego szacowałem na "maksimum 15 bramek w Bundeslidze co i tak będzie sukcesem. Facet nie ma dynamiki". A była to i tak bardzo optymistyczna ocena.

Ale przecież 18-letni Boniek, według najlepszych specjalistów, dziennikarzy czy trenerów, nie zapowiadał się na postać wybitną, którą potem został. Znacznie cieplej mówiono o Januszu Kupcewiczu, Stanisławie Terleckim czy choćby Henryku Miłoszewiczu.

O Lewandowskim historii krąży sporo. Można się śmiać z Jana Urbana i Mirosława Trzeciaka i historii Arruabarrenie (jest faktycznie świetna), ale też trzeba pamiętać, że tak naprawdę jedną z niewielu osób, która przewidywała karierę tego piłkarza jest Bogusław Kaczmarek. To "Bobo" po obserwacji zawodnika powiedział Cezaremu Kucharskiemu, agentowi piłkarza: "To jest dziewiątka do kadry na lata". A naród? Jeszcze niedawno gwizdał na zawodnika, który nie mógł trafić do bramki w meczach kadry.

Nieprawdopodobnie mocny charakter to część wspólna tych piłkarzy. Podobnie pozycja w świecie piłki. Czy jednak Lewandowski dogonił już Bońka? Moim zdaniem nie. Jeszcze nie. Muszą zadecydować trofea. Boniek nie tylko był 3. na świecie z kadrą narodową. Zdobył też Puchar Europy i Puchar Zdobywców Pucharów z Juventusem. Robertowi takich spektakularnych, historycznych wyczynów brakuje. Nawet jeśli trzy tytuły mistrza Niemiec robią wrażenie. Trzeba jednak oddać mu, że od momentu przejścia do Bayernu wskoczył na poziom nieosiągalny dla żadnego polskiego piłkarza od czasów "Zibiego". Odpowiedział na wątpliwości czy poradzi sobie w bawarskim gigancie. Nie tylko sobie poradził. Teraz pojawia się pytanie, czy Bayern poradzi sobie bez niego?

Jest zupełnie innym zawodnikiem niż był w Borussii. Wiele wskazuje na to, że za rok możemy już jednak dyskutować w zupełnie innym tonie. Patrząc na karierę Lewandowskiego nie ma sensu mówienie, że może on zrobić to albo tamto. Nikt nie może wiedzieć, co może zrobić Lewandowski. Tempo jego rozwoju jest nieprawdopodobne, a limit możliwości nieprzewidywalny. W tym roku kończy 28 lat. Przy jego sposobie życia i dzisiejszych możliwościach to może oznaczać jeszcze kilka lat gry na najwyższym poziomie.

Zobacz wideo: Boniek nie umie zarządzać wewnętrzną demokracją?
Kto jest/był lepszym piłkarzem?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×