Kolejne wzmocnienie Widzewa, sprawa transferu Grzelaka upadła!

To już czwarty transfer łódzkiego Widzewa. Klub z alei Piłsudskiego zimą zmienił trenera, a także pozyskał trzech nowych piłkarzy. - Wciąż pracujemy nad kolejnymi wzmocnieniami. Poszukujemy lewego i prawego obrońcy, a także lewoskrzydłowego - mówi wiceprezes Mateusz Cacek.

Piotr Tomasik
Piotr Tomasik

Pozyskanie Arkadiusza Piecha to idealny przykład na coraz lepiej funkcjonującą sieć skautingu w Widzewie. 24-letni napastnik wpadł w oko przedstawicielom I-ligowca, trafił do drużyny na testy i wypadł na tyle dobrze, że przekonał do siebie trenerów. - Duże słowa uznania dla naszych obserwatorów. Jesteśmy bardzo zadowoleni z tego transferu - przyznaje Cacek.

Piech do łódzkiej drużyny został wypożyczony z Polonii/Sparta Świdnica na pół roku z opcją transferu definitywnego. - Mam jednak nadzieję, że moja przygoda z Widzewem potrwa dłużej. Niezmiernie się cieszę, iż podpisaliśmy kontrakt. Zrobię wszystko, aby udowodnić swoją wartość, choć wiem, że łatwo nie będzie. Na pewno powalczę o pierwszy skład - zapowiada piłkarz.

Trzeba jednak przyznać, że 24-latka czeka ciężka rywalizacja o miejsce w wyjściowej "jedenastce". W kadrze drużyny jest jeszcze trzech napastników - Marcin Robak, Radosław Matusiak oraz Przemysław Oziębała. Ale to właśnie Piech jak na razie błyszczy w meczach sparingowych (trzy gole w dwóch spotkaniach).

Przy alei Piłsudskiego wciąż poszukują kolejnych wzmocnień. Klub chciałby pozyskać jeszcze trzech graczy, ale o to łatwo nie będzie. Jeden z planów transferowych już spalił na panewce. - Niestety, temat Rafała Grzelaka upadł. Cena podyktowana przez jego klub jest nie z Księżyca, ale z Marsa! Jaka to kwota? Czy milion euro? Nie mogę potwierdzić, lecz są to naprawdę duże pieniądze - mówi serwisowi SportoweFakty.pl Mateusz Cacek.

Działacze Widzewa wzmocnień na lewą stronę pomocy muszą więc szukać gdzie indziej. Po sprzedaży Stefano Napoleoniego, na tej pozycji panuje istna posucha. - Nie da się ukryć, to był zawodnik pierwszego składu. Nie chcieliśmy go do końca sprzedawać, ale z niewolnika nie ma pracownika. Stefano wolał południowe klimaty, być bliżej włoskiej Serie A. Za odpowie pieniądze zgodziliśmy się na jego sprzedaż - przyznaje wiceprezes klubu.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×