Grecki klub zastraszał polskiego piłkarza

Zaczęły się pojawiać telefony, że mam zapłacić, bo w przeciwnym razie przestanę wychodzić na boisko - opowiada o pobycie w AEL Kallonis Krzysztof Król, były młodzieżowy reprezentant Polski, który grał m.in. w Realu Madryt B. Obecnie bez klubu.

Nikola Zbyszewska
Nikola Zbyszewska

WP SportoweFakty: Podobno w Grecji płacono panu, jak mawia trener Michał Probierz, watykańską walutą, czyli tak zwanym "Bóg zapłać".

Krzysztof Król: Mój kontrakt został zerwany przez FIFA, ponieważ klub od trzech miesięcy zalega mi bardzo dużą sumę pieniędzy. Większość zawodników jest w takiej samej sytuacji, ale liczą na to, że ktoś im to odda. Myślą, że odniosą jakieś sukcesy, a tak naprawdę ten cały klub to jest po prostu biznes dla dyrektora. O pieniądze upominałem się pisemnie już kilka razy i ani razu nie otrzymałem odpowiedzi. Termin płatności minął i od 19 lutego zostałem wolnym zawodnikiem.

Klub wpadł w kłopoty finansowe, twierdzi, że nie ma pieniędzy na wypłaty?

- Oczywiście, że ma pieniądze. Prezes ma fundusze, ale nie wiadomo, co z nimi robi. Doszły mnie różne słuchy. Gdzieś nawet usłyszałem, że w grę wchodzi ustawianie meczów. Za transmisje z telewizji wpływają ogromne pieniądze, prawie 200 tysięcy euro miesięcznie. Nie wiadomo, co się z tymi pieniędzmi dzieje.

Nikt się nie buntował?

- Nikt się nie chce wypowiadać, każdy jest zadowolony, że ma w ogóle gdzie grać. Ja nie jestem zawodnikiem, który siedzi cicho i zgadza się na wszystko. Jest termin płatności do trzydziestego i jeśli oni się tego nie trzymają, to reaguję.

Ciężko uwierzyć, że nic wcześniej nie zwiastowało problemów. Były już jakieś kłopoty z tym klubem?

- Miałem pojechać do Grecji z menedżerem, Damianem Tomczykiem, który wszystko mi tam załatwiał. On nie mógł, więc sprawą zajął się jego - były już - partner z Cypru. Stwierdził, że muszę zapłacić połowę wynagrodzenia "za podpis", a jeśli tego nie zrobię, nie pozwolą mi grać. Oczywiście nie zapłaciłem, ale wtedy się zaczęło. Co prawda grałem, ale zaczęły się pojawiać telefony w trakcie sezonu, że mam zapłacić pieniądze, bo inaczej przestanę wychodzić na boisko. Był okres 3-4 meczów, kiedy owszem - nie wychodziłem. A powinienem, bo zawodnik na moim miejscu był kompletnie nieprzygotowany, ale straszyli mnie - nie zapłaciłeś im, więc teraz masz za swoje i nie grasz.

Co na to trener?

- Trener? On nie podejmował jakiejkolwiek decyzji. Dyrektor robił swoje biznesy, a o piłce nie miał zbyt wielkiego pojęcia. Przez jego pomysły byliśmy na samym dole. Wszyscy się wtedy z nas śmiali. Ale to właśnie były biznesy dyrektora.

Przy zawieraniu umowy wszystko było w porządku?

- Nie, to od początku była jedna wielka tragedia. Nawet już przy podpisaniu kontraktu, kiedy miałem obiecany dom. Przyjechałem na miejsce i okazało się, że domu nie ma. Kiedy już dostałem zakwaterowanie, to takie, gdzie nie ma nawet klimatyzacji. Można sobie tylko wyobrazić saunę, jaką miałem tam latem. Zacząłem się skarżyć, co im się nie spodobało i zrobiło się nieprzyjemnie.

Można się łatwo domyślić, że nastroje w szatni nie były za ciekawe.

- Nie było miło. Najpierw w grudniu odeszło pięciu zawodników, w styczniu kolejnych dwóch. Teraz odszedłem ja i bramkarz. Chcieliśmy się wcześniej wszyscy postawić, ale na końcu okazało się, że papierów, z pomniejszoną przez klub kwotą długu, nie podpisaliśmy tylko my - zagraniczni, a wszyscy Grecy po cichu to zrobili. Nie było sensu walczyć z wiatrakami.

Grał pan już w Piaście i Podbeskidziu, więc pewnie chciałby teraz wrócić do ekstraklasy. Pojawiły się jakieś oferty?

- Mam oferty z ekstraklasy, nawet dwie. W jednym przypadku każą mi ciągle czekać, a w drugim niby trener mnie chce, ale jeszcze trzeba załatwić wszystko z dyrektorem sportowym. Zresztą, gdzie to ja nie miałem być... Miałem tyle telefonów w tym okienku transferowym, nie tylko z Polski, że trudno zliczyć. Ale pojawiały się wśród nich również takie - "Prezes ciebie chce, dyrektor też ciebie chce, ale on podpisze dokumenty dopiero wtedy, kiedy oddasz mu połowę wynagrodzenia za podpis". Wschód rządzi się swoimi prawami.

Kto z Polski się do pana odezwał?

- Mogę tylko powiedzieć, że jedna oferta była z klubu z pierwszej piątki, druga z takiego z połowy tabeli.

Trudno byłoby znów się przeprowadzać do Polski? Jest pan obecnie w USA, nie myślał pan, by tam znaleźć klub?

- Kilka dni temu dostałem oficjalną ofertę z MLS podpisaną przez dyrektora. Szczerze mówiąc, to się tego się nie spodziewałem. Byłby to kontrakt na dwa lata. Oczywiście wolałbym pozostać tutaj, w Stanach. Syn idzie tu niedługo do szkoły, byłoby mi to na rękę. Jeszcze się jednak nie zdecydowałem.

Kiedy zamierza pan podjąć decyzję?

- Ja się nie spieszę, chcę wybrać najlepszy klub. Akurat jestem w bardzo dobrej formie, bo trenowałem indywidualnie, więc o to się nie muszę martwić. Teraz czekam, nie mam ciśnienia. Przez te greckie przygody muszę przystopować, bo w osiem miesięcy się z osiem lat zestarzałem.

Rozmawiała Nikola Zbyszewska

Zobacz wideo: Jan Urban: przeciwnicy myślą, że z Lechem mogą wygrać
Źródło: TVP S.A.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×