Michał Kołodziejczyk: "Piękność nocy" (felieton)

Na bycie samotnym na szczycie mogą pozwolić sobie tylko najsilniejsze charaktery. Ci słabsi, w gorszym momencie, działają nieracjonalnie, tracą skuteczność i rozsądek, a podświadomie zaczynają pracę nad swoim upadkiem.

Michał Kołodziejczyk
Michał Kołodziejczyk
PAP / Bartłomiej Zborowski

Po ostatnim zjeździe PZPN piłka łączy już tylko działaczy z warszawskiej centrali, z pozostałymi kontakt się urwał.

Po trzech dniach od starcia kurz wcale nie opadł i wydaje się, że długo jeszcze będzie unosił się w powietrzu. Kurzu najwięcej unosi się nocą. Zbigniew Boniek, we Włoszech nazywany "Bello di notte", zawsze wolał grać przy sztucznym oświetleniu.

Jego reakcja na przegrane starcie z klubami ekstraklasy i pierwszej ligi przypomina smutną szamotaninę samego z sobą. Nagle Boniek zrzucił skórę pewnego siebie menedżera, który - czy to się komuś podoba czy nie, za swojej prezesury potrafił podnieść wizerunek polskiej piłki z kolan - i założył wdzianko pieniacza z bazaru. Nie miał racji mówiąc po zjeździe, że porażkę przyjmuje ze spokojem i pokorą. Zaczął działać stosując metody, które sprawiają, że całe środowisko piłkarskie czuje się zażenowane. Osobiste ataki, nocne SMS-y czy groźby nie budzą jednak w adwersarzach strachu. Raczej konsternację.

Zawsze myślałem, że prezes Boniek jest prezesem przez duże "P", który jako swojego głównego argumentu w starciu z klubami nie będzie musiał używać hasła: "Mam bilety na Euro". Byłem przekonany, że to nie jego poziom. Zapraszanie baronów przez Eugeniusza Nowaka na spotkanie w sprawie dystrybucji wejściówek na pół godziny przed rozpoczęciem wtorkowych obrad, to już był żenujący krzyk rozpaczy. Miała być Europa, a zrobił się PRL. Te bilety stały się jak talon na samochód, albo raczej kartki na kiełbasę.

W trakcie zjazdu Boniek zaserwował tylko przystawkę ze swojej karty dań nieprzystającej do powagi stanowiska. Otwarcie kpił z ludzi: nazywał zdrajcą Macieja Wandzela, abstrahując od wzajemnej antypatii - szefa Rady Nadzorczej Ekstraklasy, z którą PZPN powinien kopać do jednej bramki. Wyśmiewanie się z Legii, która w trzech ostatnich sezonach grała w fazie grupowej Ligi Europy i była wizytówką naszego futbolu, to chyba efekt widzewskiej krwi, której trudno się pozbyć, nawet będąc "prezesem wszystkich Polaków". Straszenie szefa klubu telefonami do prezydenta miasta, to już styl przedszkolny: "Bo powiem pani!". A wyrzucenie z sali obiadowej prezesa Ruchu Chorzów Dariusza Smagorowicza to styl spod budki z piwem. Boniek, który po salonach świetnie się poruszał, wręcz tańczył, nagle pogubił wszystkie kroki.

W czwartek prezes rozesłał pismo do wszystkich baronów, prezesów klubów ekstraklasy i pierwszej ligi. Treść poraża:

"Apeluję więc do Was, do całego środowiska: budujmy, zmieniajmy piłkę, a kiedy przyjdzie odpowiedni czas to też wybierajmy ludzi, którzy mają kierować Związkiem. Teraz górują nad tym ambicje i ambicyjki. Wczorajsi mierni pomocnicy, dziś starają się być wielkimi rozgrywającymi."

Albo inny cytat:

"Tak się robi politykę, a nie buduję polską piłkę nożną. Jest mi smutno, że ta energia tak potrzebna do przeprowadzenia zmian nie tylko w statucie, została wykorzystana do opracowania taktyki głosowania "en bloc", czy też staropolskiej zasady "nie, bo nie…!"."

Boniek doskonale wie, że to polityka. Wystarczy obejrzeć film ze zjazdu, na którym wybrano go na prezesa. Najwyżej skacze Kazimierz Greń, zatrudniony do przekonania terenu, że Boniek nie zrobi w Warszawie swojego Bizancjum, tylko będzie szanował teren. Greń już jest zniszczony, w czym oczywiście sam sobie mocno pomógł. A Bizancjum jednak powstało. Polityką jest też przeciągnięcie na swoją stronę prezesów Wojewódzkich Związków Piłki Nożnej, choćby dając organizację meczu towarzyskiego. Błędem w polityce - brak dialogu z klubami. Aktem arogancji - niedocenienie rywala, nawet jeśli nie grał w Juventusie, a był tylko miernym pomocnikiem. W dniu zjazdu jego antagoniści prosili go przecież, by odłożyć głosowanie.

Do dzisiaj tylko Boniek i jego ludzie są w posiadaniu protokołów z jawnych przecież głosowań. Prezes korzysta z nich, dokładnie sprawdza nazwisko po nazwisku. Straszy nocą. Za dnia odmawia przekazania protokołów klubom, mimo że nie ma do tego prawa.

Błyszczący Król Twittera nagle zamilkł dla swoich followersów, zajęty jest pisaniem SMS-ów do wybranych. Zarzuca im zdradę, obraża osobiście i niewybrednie. Gdyby treść tych wiadomości w takiej formie trafiła na Twittera, to chyba konto zostałoby zablokowane przez administratora.

A, i jeszcze jedno: "Zapomnijcie o biletach!".

Michał Kołodziejczyk, redaktor naczelny WP SportoweFakty

Przeczytaj więcej tekstów autora --->>>

Zobacz wideo: Boniek nie umie zarządzać wewnętrzną demokracją?
Źródło: WP SportoweFakty
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×