W listopadzie reprezentant Polski zagrał tylko jeden mecz w klubowych barwach, w grudniu było jeszcze gorzej. Teraz pojawiło się światełko w tunelu, ale 33-letni zawodnik nie chce popadać w przesadny optymizm: - Podchodzę do tego spokojnie. Zagrałem wcześniej drugą połowę ze Spartakiem Moskwa, a jeszcze w Polsce od początku z GKP Gorzów. Nazajutrz jednak zostałem sprowadzony na ziemię i byłem na treningu w teoretycznie drugim zespole. Dlatego na razie nie można wyciągać wniosków.
Defensywa zespołu Franciszka Smudy nie jest jeszcze domknięta. W środku na pewno pewniakiem jest Manuel Arboleda, ale wciąż trwają poszukiwania drugiego stopera. W końcówce rundy jesiennej na tej pozycji regularnie występował Zlatko Tanevski i rzeczywiście prezentował się poprawnie. - Trener zawsze podkreślał, że jeśli ktoś będzie popełniał błędy, to nie będzie występował. Nie mamy się co oszukiwać, że Zlatko tych błędów nie popełniał w ostatnich spotkaniach. Będę oczywiście cieszył się, jeśli będę grał. Jeśli nie, to trudno. Chciałbym jednak, żeby to było tylko i wyłącznie ze względów sportowych - opowiada Bosacki i wyznaje, że jeszcze nie dawno różne myśli przychodziły mu do głowy.
Trudno się mu dziwić - przez dwa miesiące musiał pogodzić się z rolą rezerwowego. Jak mówi kluczowy dla sytuacji okazał się jeden moment: - Źle wpłynęła na mnie jedna rozmowa, a właściwie nawet nie rozmowa. W szatni po powrocie z meczu z CSKA Moskwa usłyszałem, że odechciało mi się grać w piłkę. Stwierdziłem w końcu, że za długo gram w piłkę, żeby w głupi sposób teraz poddawać się. Postanowiłem podejść do wszystkiego z większym luzem i spokojem. Teraz na niektóre rzeczy po prostu nie będę zwracał uwagi. Czy to zaprocentuje, to się okaże.
Bartosz Bosacki piłkarską karierę rozpoczynał właśnie w poznańskim Lechu. W reprezentacji Polski debiutował 10 lutego 2002 w Limassol w wygranym 2:1 meczu z Wyspami Owczymi. Jako reprezentant kraju wsławił się w meczu Mistrzostw Świata 2006 przeciwko Kostaryce, gdzie strzelił dwie bramki.