16 lat posuchy - Anglik w końcu królem strzelców Premier League?

Od 1993 roku, a więc po pierwszym pełnym sezonie rozegranym w nowej formule Premier League królami strzelców regularnie byli Anglicy. Pierwszym został Teddy Sheringham, ale i przez kolejne siedem lat byli to Wyspiarze. Trzykrotnie po najlepszą koronę sięgał legendarny Alan Shearer, a dwa razy Michael Owen.

Gdy w 2000 roku eksplodował Kevin Phillips mało kto spodziewał się, że przez kolejne 16 lat Anglicy nie będą mieli swojego króla strzelców. Tym bardziej, że Phillips był nie do zatrzymania i strzelił w jednym sezonie aż 30 goli. Szalał na angielskich boiskach i był diabelsko skuteczny.

Nie bardzo pasował do fizycznej ligi angielskiej, ponieważ mierzył zaledwie 170 centymetrów, ale dzięki sprytowi oraz piekielnej skuteczności - i to w nie najsilniejszym wówczas Sunderlandzie - został królem strzelców. W całym sezonie strzelił ponad połowę ligowych goli dla Czarnych Kotów.

Kolejne lata nie należały już do Anglików. Na Wyspach zaczął szaleć Thierry Henry, którego do Arsenalu ściągnął Arsene Wenger i ze skrzydłowego przekwalifikował go na napastnika. Był to majstersztyk Francuza, bowiem Henry zdobył cztery tytuły króla strzelców. Deklasował konkurencję.

Z czasem do głosu zaczęli dochodzić inni wielcy snajperzy, jak  czy , którzy po dwa razy sięgali po tytuł najskuteczniejszego zawodnika ligi.

[nextpage]Mnóstwo bramek strzelał zawsze Wayne Rooney i do dzisiaj ma ich w Premier League 177, co czyni go drugim strzelcem Premier League wszech czasów. Nigdy nie był jednak królem strzelców. Obecny snajper Manchesteru United popisywał się regularnością zdobywanych goli, ale zawsze znalazł się ktoś kto uzyskał więcej bramek od niego.

W tym sezonie Rooney jest w słabszej dyspozycji, a na dodatek od kilku tygodni jest kontuzjowany. Jego dorobek jest przeciętny (7 trafień), ale ma godnych zastępców. W życiowej formie znajduje się Jamie Vardy, a drugi sezon z rzędu klasę pokazuje Harry Kane. O ile w poprzednim na zdobycie korony króla strzelców nie pozwolił mu Sergio Aguero, to w tym wszystko wskazuje na to, że to właśnie on będzie mógł cieszyć się z tego trofeum.

Kane przewodzi w klasyfikacji z 21 trafieniami na koncie. Można się dzisiaj zastanawiać, co byłoby, gdyby nie fatalny początek gracza Tottenhamu Hotspur. Po genialnym sezonie 2014/2015 Anglik długo nie mógł się przebudzić. W lidze pierwszego gola zdobył dopiero w siódmym spotkaniu. Trudne tygodnie wówczas przeżywał, a media poddawały w wątpliwość czy faktycznie jest to napastnik światowej klasy. Ale nawet gdy Kane odblokował się w siódmej kolejce, to na kolejną bramkę czekał miesiąc. Później już regularnie trafiał do siatki rywali.

Z kolei Jamie Vardy pobił rekord Premier League, który przez lata należał do Ruuda van Nistelrooy'a. W jedenastu spotkaniach z rzędu strzelał przynajmniej jedną bramkę. Obecnie pozostaje od pięciu meczów bez gola w lidze i w połowie kwietnia miną dwa miesiące od ostatniego trafienia w Premier League. Wydaje się jednak, że Vardy lada chwila przełamie się - tym bardziej, że w dwóch kolejnych meczach reprezentacji Anglii strzelał gole - i to nie byle komu, ponieważ Niemcom i Holandii.

Za ich plecami plasuje się Romelu Lukaku. Belg zdobył jak dotychczas 18 bramek i nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Wciąż może sprawić, że 16-letnia posucha zamieni się w 17-letnią, ale na Wyspach są przekonani, że to właśnie ich rodak w tym roku zostanie najlepszym strzelcem Premier League.