Mówi się, że to gatunek który wyginął dawno temu. Przynajmniej w Polsce. Numer 10. Piotr Zieliński daje nadzieję, że tak nie jest. Filigranowy rozgrywający może być jednym z liderów reprezentacji Polski na lata. W spotkaniach, na razie towarzyskich, udowadnia, że lubi brać na siebie ciężar gry, może zaskoczyć nieszablonowym zagraniem, dać drużynie coś "extra".
Zieliński już za czasów Waldemara Fornalika pokazał, że może być ważnym elementem drużyny. W towarzyskim spotkaniu z Danią w Gdańsku zagrał 45 minut i było to być może najlepsze 45 minut drużyny poprzedniego selekcjonera.
Podobnie było jeszcze w meczu z San Marino, gdzie w doskonałym stylu dyrygował zespołem. Ale to wciąż były mecze bez presji. To zresztą zarzut, który wysuwano wobec tego piłkarza - gra świetnie, ale wtedy gdy nie ma wielkiego ciśnienia. Dziś wiele wskazuje na to, że poradzi sobie też z poważnymi rywalami.
Pochodzący z Ząbkowic Śląskich zawodnik wyjechał z Zagłębia Lubin do włoskiego Udinese Calcio jako 15-latek. Po kilku latach, właściciel klubu, Giampaolo Pozzo, nazwał go najbardziej obiecującym zawodnikiem w klubie. To sporo znaczy bo przecież mówimy o klubie, który znany jest z wyławiania i promowania talentów.
W Udine Zieliński nie potrafił rozwinąć talentu, trener Andrea Stramaccioni wolał innych. Zieliński skwitował swoją sytuację słowami "byłem, bo byłem". Dlatego poszedł do Empoli FC, gdzie z czasem stał się podstawowym zawodnikiem. Nie można powiedzieć, że od niego zaczyna się ustalanie podstawowego składu, ale jest już zawodnikiem, który w "11" zawsze ma miejsce. I radzi sobie na tyle dobrze, że mówi się o nim w kontekście transferów do Liverpool FC czy AS Roma.
On sam w wywiadzie dla serwisu Futbolfejs.pl przyznał, że z Liverpoolem jest coś na rzeczy. Wcześniej miał też możliwość przejścia do Napoli. Może być tylko lepiej.
Zieliński pochodzi z piłkarskiej rodziny. Jego ojciec, Bogusław, był zawodnikiem Orła Ząbkowice Śląskie. Był kapitanem zespołu, który wywalczył awans do III ligi, ale w poszukiwaniu lepszego życia wyjechał do Niemiec, gdzie grał w VI lidze. Zagrał nawet w meczu towarzyskim z Borussią Dortmund, przeciwko Michaelowi Zorcowi. Swoje marzenia przelał na synów.
Tomasz Zieliński, najstarszy z braci, musiał zadowolić się występami w Miedzi Legnica. Średni, Paweł, zrobił postęp, jest solidnym ligowcem w Śląsku, ma ponad 60 spotkań w Ekstraklasie. Najmłodszy właśnie otwiera drzwi z napisem "międzynarodowa kariera".
W rozmowie z serwisem weszlo.com ojciec zawodnika wspominał, że siedmioletni Piotrek zarabiał żonglując piłką. Za 50 podbić dostawał drobniaki. - Wiem, że z wychowawczego punktu widzenia to nie najlepsza metoda, ale dziś widzimy, że piłka przy nodze mu nie przeszkadza - opowiadał ojciec piłkarza
Rodzina wciąż jest jego największym wsparciem.
- Rodzice dobrze mnie wychowali. Nie kręci mnie to, że mam dziś więcej pieniędzy od kolegów, z którymi zaczynałem grać w piłkę. Staram się być normalnym człowiekiem. Jeżeli są sygnały, że coś jest nie tak, to rodzina natychmiast reaguje - mówił niedawno w wywiadzie dla Wp SportoweFakty.
Zmienił sporo. Postawił wszystko na jedną kartę. Sporo zaczerpnął od Roberta Lewandowskiego. Stara się prowadzić jak lider naszej kadry.
Z czasem, gdy się ustabilizował, otworzyły się też te najważniejsze drzwi, do kadry narodowej. Adam Nawałka od dłuższego czasu szukał do środka pola zawodnika, który umie coś więcej, niż tylko przeszkadzać rywalom. Prawdziwego partnera dla Grzegorza Krychowiaka. Zieliński dostał swoją szansę w meczu z Islandią. Pierwsze 45 minut to była, dyplomatycznie mówiąc, katastrofa. Krychowiak całkowicie zdominował środek pola, a Zieliński błąkał się po boisku szukając miejsca, w którym mógłby się schować i dyskretnie przeczekać spotkanie.
Gdyby selekcjoner wtedy go zdjął, Zieliński nie mógłby mieć pretensji. Mógłby natomiast czekać na następną szansę wiele lat. Ale kolejne 20 minut, aż do momentu zejścia z boiska, to był jego show. Polska zagrała koncertowo a młody rozgrywający brał udział w większości akcji naszej drużyny.
Zieliński sam potem przyznał, że zdjął z siebie presję, przestał myśleć, że to dla niego mecz o być albo nie być, choć faktycznie tak było.
Po tym meczu miał prawo wierzyć, że jego przygoda z kadrą narodową, nabrała rozpędu. W spotkaniu z Serbią, w sytuacji gdy po kontuzji wracał Krychowiak, Zieliński dowiódł, że może być jednym z liderów zespołu, na pewno nie słabym ogniwem.
Zobacz wideo: Juskowiak: Linetty na pewno pojedzie na Euro
{"id":"","title":""}
Źródło: TVP S.A.