Gdyby rywalizacja toczyła się "na papierze", należałoby już odtrąbić awans Bayernu Monachium do półfinału Ligi Mistrzów (pierwszy mecz we wtorek 5 kwietniaq o godz. 20.45). Wydaje się, że Benfica Lizbona ma niewielkie szanse. Podobnie było w 1987 roku, gdy portugalscy piłkarze, tyle że z FC Porto, pokonali Bayern w finale Pucharu Mistrzów w Wiedniu. W składzie zwycięzców grał Józef Młynarczyk, dla wielu fachowców najlepszy bramkarz w historii polskiego futbolu.
Oto kilka zdań z korespondencji Jerzego Lechowskiego z tygodnika "Piłka nożna" rozpoczynającej się od fragmentu wywiadu z Udo Lattkiem, szkoleniowcem Bayernu.
"Zatem jak będzie w Wiedniu? Ma pan nadzieję, że Bayern znowu wywalczy Puchar Mistrzów?
- Mam nadzieję? Nie, ja jestem o tym przekonany!".
Ten fragment wywiadu w pełni oddaje nastrój przed finałem na wiedeńskim Praterze. W telewizji już od poniedziałku w każdym programie można było usłyszeć, że zdecydowanym faworytem jest Bayern Monachium. Akcje Portugalczyków obniżała przede wszystkim nieobecność Fernando Gomesa. Kontuzja niezbyt groźna, ale całą nogę miał w gipsie. Kto więc będzie strzelał bramki?
Zawodnicy FC Porto wykazywali umiarkowany optymizm, natomiast Jean Marie Pfaff i Lothar Matthaeus z Bayernu podzielali opinię swego trenera.
Wiele wskazywało, że skończy się zgodnie z przewidywaniami. W 25. minucie na 1:0 strzelił lewoskrzydłowy Ludwik Koegl.
"Krzyczałem "Moja!", ale w tym ryku nie usłyszał tego Maghalaes i wyskoczył do piłki. Nie trafił jej czysto, gdyż była za wysoka, musnął ją głową, myląc mnie przy okazji. Piłka skozłowała przed Koeglem,a ten szczupakiem skierował ją do bramki" - opisywał Młynarczyk w swojej autobiografii "Piłeczko kochana".
W przerwie meczu trener Portugalczyków, Artur Jorge, zaatakował swoich piłkarzy. Krzyczał, że za bardzo ulegli presji mediów, za bardzo wzięli sobie do serca, że nie są faworytem i po prostu boją się przeciwnika. Po zmianie stron Porto rzuciło się do natarcia. W 77. minucie padła jedna ze słynniejszych bramek tamtych czasów. Algierczyk Rabah Madjer strzelił z bliska bramkę piętą. Za chwilę na 2:1 strzelił Juary, rezerwowy Brazylijczyk. Porto dowiozło wynik do końca. Jednym z bohaterów był Młynarczyk, choć jego gra była raczej solidna niż fantastyczna. W samej końcówce w polu karnym Polaka zrobiło się bardzo gęsto, ale nasz bramkarz tylko raz został zmuszony do największego wysiłku.
"W obronie graliśmy, jak zwykle zresztą, dość prawidłowo i piłkarze Bayernu nie mieli stuprocentowych sytuacji, natomiast dość dużo wrzucali na wysokiego Hoenessa, który miał te piłki zgrywać. Jeśli chodzi o wychodzenie z bramki, to czułem się w tym meczu dość pewnie i wszystkie piłki wyłapywałem. W tym meczu najwyższe oceny powinna dostać nasza obrona" - pisał Polak.
Korespondent "Piłki Nożnej" dodał od siebie, że Polak wykazał bardzo silne nerwy i bardzo umiejętnie "kradł cenne sekundy".
Po spotkaniu Franz Beckenbauer przyznał, że "wygrała piłka nożna". FC Porto to czas, gdy portugalska piłka kojarzyła się z czystą techniką,zaś niemiecka z bezwzględną maszyną.
Algierczyk Madjer przyznał, że dla niego był to mały rewanż za słynną "Hańbę w Gijon", czyli mecz z 1982 roku, gdy Niemcy i Austriacy umówili się na wynik i wyeliminowali Algierię z mundialu w Hiszpanii.
Dziś czasy się zmieniły, Niemcy kojarzą się z techniczną, efektowną grą. Młodsi kibice byliby wyraźnie zdziwieni, gdyby przeczytali zdanie w "Piłce Nożnej": "Bawarczycy są zawodowcami, ale w ich grze jest mało technicznego kunsztu".
[color=black]Zobacz wideo: #dziejesienazywo. El Clasico nie porwało. "To było szokujące"
[/color]