90 minut z Filipem Starzyńskim: Głód piłki był ogromny

Na fali znakomitych występów w Zagłębiu Lubin wypłynął w przygotowującej się do Euro 2016 kadrze Adama Nawałki. Filip Starzyński bardzo dobrym występem przeciwko Finlandii wyciągnął ręce po bilet na francuskie mistrzostwa.

 Redakcja
Redakcja
PAP/ Maciej Kulczyński PAP / PAP/ Maciej Kulczyński / PAP/ Maciej Kulczyński

"Piłka Nożna": Długo umawialiśmy się na to spotkanie.

Filip Starzyński: - Jakieś trzy lata. Nie przepadam za rozmowami z dziennikarzami, dłuższych wywiadów praktycznie nie udzielam. Wolę pracować w ciszy i nie otwierać się zbytnio przed reporterami.

Zawsze trochę na uboczu - tak opisują cię koledzy z szatni. Nawet mieszkasz, w przeciwieństwie do większości zawodników Zagłębia, nie w Lubinie, a Polkowicach.

- Trafiła się korzystna oferta wynajęcia domu z ogródkiem. Mam dużego psa, który musi mieć przestrzeń, przede wszystkim stąd taki wybór.

Jest ponoć jedno pytanie, które mocno cię denerwuje i nie lubisz na nie odpowiadać.

- Serio? Nic mi na ten temat nie wiadomo. Co konkretnego masz na myśli?

Dlaczego nie wyszło w Belgii?

- Bez przesady, nie mam z tym problemu, po prostu już o tym nie myślę, dla mnie to zamknięty rozdział. Ciągłe wracanie i szukanie powodów nie ma sensu. Na moje losy za granicą złożyło się wiele czynników, ale nie chcę o tym za dużo mówić, bo zaraz ktoś pomyśli, że się tłumaczę albo szukam winy u innych, nie u siebie. A sprawa jest prosta - gdybym prezentował się lepiej, grałbym więcej i zapewne nie musiałbym zostać wypożyczony. Nie mam problemu z oceną sytuacji, w której się wtedy znalazłem. Końcówka mojego pobytu w Belgii była katastrofą, bo nie grałem w ogóle, w żadnych rozgrywkach. Takie są fakty.

Oglądałem jeden z twoich pierwszych meczów sparingowych w barwach Lokeren, przeciwko PSV Eindhoven. Wtedy nic nie zapowiadało, że twoje losy potoczą się w ten sposób. Przecież nie odstawałeś od reszty: wypracowałeś bramkę, miałeś kilka kluczowych podań.

- Nie czułem się gorszy od pozostałych graczy Lokeren, ale tak, jak wspomniałem: czynników, przez które ostatecznie pobytu w Belgii nie mogę zaliczyć do udanych, było co najmniej kilka. Nie potrafiłem ustabilizować formy, grałem w kratkę, przez co nie zawsze dawałem trenerowi argumenty za stawianiem właśnie na mnie. Wiem też, że brakowało mi trochę fizyczności, siły - to też miało duży wpływ na moje losy. Zacząłem intensywnie pracować nad tymi elementami, poprawiłem się, ale wiem, że jeszcze sporo pracy przede mną. Ważnym czynnikiem była też zmiana szkoleniowca. Trener, który mnie ściągał do Belgii i we mnie wierzył, został zastąpiony nową osobą, której moja gra i styl nie przypadły do gustu. Takie jego prawo.

Wtedy pojawiły się pierwsze chwile zwątpienia i myśli, że trzeba będzie stamtąd uciekać?

- Wyjeżdżając do Belgii miałem zupełnie inne wyobrażenie tego, co mnie tam spotka. Nie brałem pod uwagę, że nie będę grał. Nie będę ukrywał - gdy większość meczów musiałem oglądać z boku, nie było mi łatwo.

Z polskiej ekstraklasy wyjeżdżałeś jako jedna z jej ważniejszych postaci. Twoje losy nakazują sądzić, że belgijska liga jest o wiele mocniejsza od polskiej.

- Jest na pewno inna, szybsza, ale też mocno zróżnicowana. Zdarzają się w niej zawodnicy z umiejętnościami o wiele przewyższającymi ekstraklasę, gdy się na nich czasem patrzyło, to aż szczęka opadała. Ale grają w niej również piłkarze, którzy do wirtuozów nie należą. Mecze często są przez to bardzo fizyczne, siłowe, dużo w nich walki, gry skrzydłami, dośrodkowań, pojedynków powietrznych, niezbyt wiele kombinacyjnych akcji, zabawy piłką. Sama liga jest nieprzewidywalna, czasem ostatni zespół w tabeli potrafił przyjechać na stadion lidera i jechać z nim jak do pożaru, a czasem można było odnieść wrażenie, że słabszy rywal ma problemy z prostym kopaniem piłki.

Źle się czułeś w tym otoczeniu?

- Żeby nie było - warunki zapewniono mi w Belgii znakomite. Wynajmowaliśmy z dziewczyną piękny dom z ogródkiem, w tych kwestiach nie miałem na co narzekać. Odnośnie kwestii sportowych, gdy wpłynęła oferta, długo o niej myślałem i wydawało się, że będzie to bardzo dobry, mądry ruch. Jak to się ostatecznie zakończyło, wszyscy wiemy. Może gdybym miał więcej czasu, to wszystko potoczyłoby się trochę inaczej? Ale w piłce nigdy nie ma czasu. Albo odpalasz od razu, albo odpalają ciebie. Pewnego dnia zakomunikowano mi, że w Lokeren nie będę więcej potrzebny. Wtedy stwierdziłem, że nie ma się co załamywać, tylko zrobić wszystko, żeby znów grać. Tylko że już w nowym otoczeniu.

Kto ci przekazał informację, że w Lokeren nie masz czego szukać? Trener?

- Odbyłem rozmowę z trenerem i dyrektorem sportowym.

Kiedy to było? Jeszcze w trakcie rundy jesiennej?

- Nie, na niedługo przed wypożyczeniem do Zagłębia Lubin. Zaproszono mnie na spotkanie, zakomunikowano, że trener szuka zawodników o innej charakterystyce do środka pomocy. I że jeśli mam jakiś klub, który widziałby mnie w swoim składzie, to mogę odejść na wypożyczenie. A jeśli nie mam mogę zostać w Lokeren i walczyć o skład. Ale oczywiście z mniejszymi szansami na grę.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×