Wiślacy załamani. "Futbol jest bardzo okrutny"

- Nie przegraliśmy, ale to dla nas porażka, bo tylko trzy punkty dawały nam awans do pierwszej "ósemki". To nawet coś więcej niż porażka - mówi bramkarz Wisły Kraków, Michał Miśkiewicz. Biała Gwiazda zagra w fazie finałowej w grupie spadkowej.

Maciej Kmita
Maciej Kmita
PAP / Jacek Bednarczyk

Wisła Kraków, która jeszcze po 25. kolejce była w strefie spadkowej, do ostatnich minut miała szansę na awans do grupy mistrzowskiej. Dzięki zwycięstwom z Termalicą Bruk-Bet Nieciecza (4:2), Jagiellonią Białystok (5:1) i przede wszystkim Ruchem Chorzów (3:2) wiślacy przed ostatnią serią spotkań byli panami swojego losu, bowiem spełnienie tylko jednego warunku dawało im awans do grupy mistrzowskiej - ich zwycięstwo.

W ostatniej kolejce podopieczni Dariusza Wdowczyka nie zdołali jednak pokonać Zagłębia Lubin (1:1) i w fazie finałowej wystąpią w grupie spadkowej. Wisła ukończy sezon w dolnej części tabeli po raz pierwszy w trwającej od 1997 roku "erze Bogusława Cupiała".

- Futbol jest bardzo okrutny. W Chorzowie dał nam ogromną nadzieję, a teraz nam ją odebrał - kiwa głową kapitan Wisły Kraków, Arkadiusz Głowacki.

- Nie przegraliśmy z Zagłębiem, ale to dla nas porażka, bo tylko trzy punkty dawały nam awans do pierwszej "ósemki". To nawet coś więcej niż porażka - mówi Michał Miśkiewicz, a w podobnym tonie wypowiada się Maciej Sadlok: - Dla nas to jak porażka. Byliśmy bardzo blisko awansu, byliśmy rozpędzeni, ale jednak się nie udało. Zabrakło nam zdobycia drugiej bramki, żeby grać spokojniej, choć zdaje się, że drugi gol Rafała Boguskiego padł prawidłowo.

W 37. minucie po podaniu Sadloka Rafał Boguski wślizgiem skierował piłkę do bramki Zagłębia, ale sędziowie nie uznali gola, orzekając, że wiślak był na spalonym.

- Chciałem się wstrzelić w strzał Maćka Sadloka. Sędzia podniósł chorągiewkę i teraz to już historia. Nie ma co "gdybać". Taka była decyzja sędziego - mówi Boguski, który w 11. minucie dał Wiśle prowadzenie: - Prowadziliśmy, ale wiedzieliśmy, że to może być za mało, bo od dawna nie udało nam się zachować czystego konta. Jeden stały fragment gry zdecydował o tym, że musimy walczyć w drugiej "ósemce".

- Doprowadziliśmy do tego, że wszystko zależało tylko od nas. Zostawiliśmy serce na boisku, ale zdarzają się takie dni, że piłka po prostu nie chce wpaść do siatki, jak w tej sytuacji Zdenka Ondraska. Nie awansowaliśmy, ale możemy sobie spojrzeć w oczy i powiedzieć, że wykonaliśmy dobrą pracę - uważa Rafał Wolski.

Choć Wisła już w czterech ostatnich sezonach nie kończyła rozgrywek na podium, to jednak walczyła o czołowe lokaty i wśród podopiecznych trenera Wdowczyka nie ma wielu zawodników, którzy wiedzą, jak smakuje walka o zachowanie ligowego bytu.

- To będzie dla nas nowe doświadczenie, ale musimy zakasać rękawy i walczyć w każdym meczu o zwycięstwo. Mamy świadomość tego, że w drugiej "ósemce" nie będzie najważniejsza gra, tylko wyniki. Wszystkie mecze trzeba będzie wybiegać i wywalczyć. Musimy być spokojni i wyrachowani - mówi Boguski.

Wiślacy czują jednak, że z formą, którą prezentują od przyjścia Dariusza Wdowczyka, nie będą musieli drżeć o utrzymanie do ostatniej kolejki.

- Nie dopuścimy do tego, żeby pałętać się w strefie spadkowej. Złapaliśmy odpowiednią formę i w ostatnich siedmiu meczach będziemy chcieli ją podtrzymać. Będziemy walczyć o najwyższe miejsce - zapowiada Miśkiewicz.

- W grupie spadkowej się gra trudniej, ale nie pozostaje nam nic innego, niż robić to, co robimy. Nasza gra idzie w dobrym kierunku i jeśli nie spuścimy z tonu, to jestem spokojny o utrzymanie - przekonuje Sadlok.

W podobnym duchu wypowiada się Wolski: - Mam tak dobrą drużynę, że jestem spokojny o to, że sobie poradzimy. Naszym celem jest zajęcie dziewiąte miejsca.

Zobacz wideo: Piłkarze Podbeskidzia: To jest tak pokręcone...
Źródło: TVP S.A.

Wisła Kraków utrzyma się w Ekstraklasie?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×