Patryk Małecki: Nigdy nie miałem wody sodowej

PAP / Jacek Bednarczyk
PAP / Jacek Bednarczyk

Nigdy nie miałem wody sodowej, choć stwarzam problemy. Często wynika to z ambicji - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty pomocnik Wisły Kraków, Patryk Małecki.

WP SportoweFakty: Wrócił stary, dobry Patryk Małecki?

Patryk Małecki: Zawsze był dobry, tylko często w niego nie wierzono. Daję z siebie wszystko, ale są w życiu momenty, kiedy człowiek bardzo chce, a i tak nic z tego nie wychodzi. Wyluzowałem, może dlatego jest lepiej.

Za bardzo pan chciał?

- Nie tylko. Niektórzy trenerzy we mnie nie wierzyli. Nie chcę mówić nazwiskami. Byli ludzie, którzy za mną nie przepadali, choć dawałem maksimum podczas meczów i treningów.

Ktoś przypiął łatkę?

- Możliwe. Ludzie mówili, że niby jestem trudny do prowadzenia, bo stwarzam kłopoty. To nieprawda.

Jest okazja, żeby coś udowodnić.

- Nie muszę tego robić. Każdy wie, na co mnie stać. Są w życiu lepsze i gorsze momenty. Mam nadzieję, że te drugie już za mną.

Czyli trener Dariusz Wdowczyk nie musiał poskramiać diabła?

- Znamy się dobrze, to on ściągał mnie do Pogoni Szczecin. Dawał mi pograć, choć nie wyglądałem olśniewająco. Dlatego tym bardziej cieszę się, że właśnie on przyszedł do Wisły. Będę mógł oddać trenerowi to, co kiedyś we mnie zainwestował. Mogę zrobić to wyłącznie poprzez dobrą formę.

Często mówi pan o sobie, że jest charakterny, ale granica między niepokornością a sodówką jest cienka.

- Nigdy nie miałem wody sodowej. Stwarzałem problemy, to prawda. Często gotowało mi się w głowie, co wynikało wyłącznie z ambicji. Później, kiedy wracałem do domu, wszystko sobie analizowałem. Czasami było mi głupio przez swoje zachowanie. Taki już jestem, tyle.

Wtedy, kiedy pan kopał ławkę rezerwowych?

- To była typowa złość sportowa. Skierowana wyłącznie na siebie.

Trener Wdowczyk powiedział wówczas: "potem porozmawiamy!".

- Nie musiał brać mnie na dywanik. Sam do niego przyszedłem i przeprosiłem. Poniosłem karę, słuszną zresztą. Podaliśmy sobie dłonie i nie wracaliśmy do tematu.

Kontuzja była dobrym momentem do przemyśleń?


- Bardzo trudnym. Wielu ludzi postawiło na mnie krzyżyk. Mówili, że nie wrócę do formy sprzed kilku lat. A ja czułem się podwójnie zmotywowany. Po pierwsze: chciałem być zdrowy, co zajęło mi osiem miesięcy. Po drugie: musiałem dojść do formy. Pokazałem, że potrafię mimo takich kłopotów. W Pogoni miałem świetnych ludzi, którzy się mną opiekowali. Wspaniałą pracę wykonał doktor Kruk, który operował mnie już dwa razy. Świetny fachowiec i dobry człowiek. On postawił mnie na nogi.

Nie tylko pana, dzięki niemu chodzić zaczął również były bramkarz i trener bramkarzy Wisły, Janusz Adamczyk. A za operację zapłacił Patryk Małecki.

- Znaliśmy się, on prowadził bramkarzy w grupach młodzieżowych, a ja w nich grałem. Jeździliśmy wspólnie na obozy. Cieszę się, że mogłem w jakimś stopniu przyczynić się do tego, że żyje i jest szczęśliwy.

Podobno z Patrykiem Małeckim tylko kłopoty.

- Ludzie tak mnie odbierają, ale jest inaczej. Nie musiałem się zmieniać, bo nigdy mi nie odbiło. Słyszę od znajomych, że powinienem odpuścić. Nie potrafię, choć pracuję nad sobą.

Rozmawiał Mateusz Karoń

Zobacz wideo: Aleksandar Prijović: Kilka osób było blisko ataku serca

{"id":"","title":""}

Źródło artykułu: