Od rana w Białymstoku świeciło słońce. Do tego najwyższa w tym roku temperatura. Po prostu piękna wiosenna niedziela. Nic tylko kopać piłkę. Ta sielankowa aura skończyła się z pierwszym gwizdkiem sędziego. Nad stadion przy Słonecznej nadciągnęły ciemne chmury i kwestią czasu było pogorszenie warunków. Deszcz, wiatr, a na dokładkę gradobicie. Jarosław Przybył zmuszony był przerwać spotkanie, a do pierwszej połowy doliczył aż 6 minut.
Mimo niesprzyjającej aury mecz mógł się podobać. Górnik nie przyjechał się jedynie bronić. Piłkarze z Lubelszczyzny chcieli wykorzystać słabszą, ostatnimi czasy, dyspozycję Jagiellonii i zapunktować na wyjeździe. Gospodarze jednak, tego dnia prezentowali się naprawdę dobrze i już przed przerwą zapisali na konto dwa trafienia.
W 19. minucie Piotr Tomasik pewnie strzelił z 11. metrów, wykorzystując jedenastkę podyktowaną za faul Damiana Jakubika na Karolu Mackiewiczu. Trener gości nie mógł pogodzić się z decyzją sędziego, ostro gestykulując i pokrzykując przy linii bocznej. To niczego nie zmieniło.
Druga bramka padła już w doliczonym czasie. Podanie od Łukasza Burligi otrzymał, stojący przed polem karnym, Konstantin Vassiljev. Wszyscy w Łęcznej wiedzieli, że dysponuje świetnym strzałem z dystansu, ale sama wiedza to zbyt mało. Płaskie uderzenie w prawy róg zaskoczyło bramkarza. Miesiąc wcześniej, gol z niemal tego samego miejsca dał Jadze skromne 1:0, a rywalem był wówczas ten sam Górnik. Ktoś w Łęcznej nie odrobił lekcji.
Czy naprawdę nic dwa razy się nie zdarza?! W meczu w rundzie zasdaniczej triumf Jagiellonii miał dwóch ojców. Vassiljeva, który strzałem sprzed szesnastki dał punkty i Damiana Jakubika. Obrońca przyjezdnych był najsłabszym ogniwem drużyny, a za dwie żółte kartki musiał przedwcześnie zakończyć grę. W niedzielne popołudnie było podobnie. Różnica polegała jedynie na tym, że Vassiljev uderzył płasko, a nie w górny róg. Jakubik ponownie był najsłabszy, ale tym razem nie zobaczył czerwonej kartki, a sprezentował gospodarzom jedenastkę. Jurij Szatałow widział co się dzieje i zmienił defensora.
W drugiej połowie świeciło słońce, ale gra już nie była tak ciekawa. Górnik próbował wrócić do meczu. Na próżno. W 67. minucie mecz drugi raz został przerwany. Wszystko za sprawą środków pirotechnicznych odpalonych za bramką Bartłomieja Drągowskiego. Efekt niezwykle widowiskowy i pryjemny dla oka. Mniej przyjemna będzie zapewne finansowa kara.
Jagiellonia pewnie zainkasowała punkty, robiąc krok ku utrzymaniu. Podopieczni Michała Probierza zagrali z zębem. Nieustępliwość przyniosła wreszcie punkty i co ważniejsze zadowolenie publiczności. Tego drugiego długo przy Słonecznej dawno nie widziano. W niedzielę było jednak co oklaskiwać.
Jagiellonia Białystok - Górnik Łęczna 2:0 (2:0)
1:0 - Piotr Tomasik (k.) 19'
2:0 - Konstantin Vassiljev 45+2'
Składy:
Jagiellonia Białystok: Bartłomiej Drągowski - Łukasz Burliga, Dawid Szymonowicz, Gutieri Tomelin, Piotr Tomasik, Rafał Grzyb, Taras Romanczuk, Fiodor Cernych (87' Przemysław Frankowski), Konstantin Vassiljev, Karol Mackiewicz (63' Przemysław Mystkowski), Piotr Grzelczak (90+4' Bartosz Giełażyn).
Górnik Łęczna: Sergiusz Prusak - Damian Jakubik (65' Lukas Bielak), Tomislav Bozić, Radosław Pruchnik, Leandro, Tomasz Nowak (73' Krzysztof Danielewicz), Jan Bednarek, Grzegorz Piesio, Grzegorz Bonin, Bartosz Śpiączka (72' Przemysław Pitry), Jakub Świerczok.
Żółte kartki: Karol Mackiewicz (Jagiellonia) oraz Damian Jakubik, Jakub Świerczok (Górnik).
Sędzia: Jarosław Przybył (Kluczbork).
Widzów: 8123.
Dominik Polesiński z Białegostoku
Zobacz wideo: Paweł Jaroszyński: Ten remis to duża sztuka
{"id":"","title":""}