"Mówili, że ten samolot nas zabije". 23 lata od tragedii reprezentacji Zambii

- Chłopcy zawsze powtarzali, że ten samolot kiedyś nas zabije - tak o wojskowym transportowcu Buffalo CT 15 mówił najlepszy piłkarz w historii Zambii, Kalusha Bwalya. Dokładnie 23 lata temu osiemnastu jego kolegów zginęło w lotniczej katastrofie.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Franck Fife AFP / Franck Fife

"Miedziane Pociski", bo taki przydomek nosi Reprezentacja Zambii, nigdy nie zagrały na piłkarskich mistrzostwach świata. W eliminacjach mundialu 1994 miały jednak ogromną szansę na awans. Drużyna, której liderem był zawodnik PSV Eindhoven Kalusha Bwalya, od lat pokazywała duży potencjał. Na Igrzyskach Olimpijskich w Seulu w 1988 roku pokonała Włochów 4:0, a dwa lata później wywalczyła brązowy medal Puchar Narodów Afryki 2015.

Po drodze do USA, gdzie miały odbyć się mistrzostwa, Zambijczycy szli pewnym krokiem. Jednym z kluczowych przystanków na tej drodze był Dakar i mecz z ekipą Senegalu. Najpierw trzeba było jednak tam dotrzeć.

Choć na początku lat 90. piłkarze z Zambii radzili sobie więcej niż dobrze, w krajowej federacji pieniędzy nie było praktycznie na nic. Wcześniej działacze mogli liczyć na państwowe kopalnie miedzi, które, dzięki wsparciu prezydenta Kennetha Kaundy, hojnie łożyły na futbol. Jednak kiedy przyszedł kryzys i przemysł przeszedł w prywatne ręce, źródło wyschło.

ZOBACZ WIDEO Włodzimierz Szaranowicz: Wygrał futbol. To pełnia szczęścia (źródło: TVP)

W 1993 roku nie było pieniędzy na to, by wyczarterować drużynie narodowej lot do Senegalu. Ani nawet na zakup biletów dla ekipy na zwykły, rejsowy lot. Federacja musiała korzystać z uprzejmości wojskowych, którzy udostępniali piłkarzom samolot należący do Sił Powietrznych Zambii.

"Miedziane Pociski" często podróżowały starym, wyprodukowanym w 1975 roku "Bawołem" - wojskowym transportowcem o fabrycznej nazwie de Havilland Canada DHC-5 "Buffalo". Gdy w grudniu 1992 roku lecieli nad Oceanem Indyjskim na mecz z Madagaskarem, pilot nakazał im włożenie kamizelek ratunkowych. Zawodnicy żartowali z tego polecenia, ale mieli świadomość, że sprawa jest poważna. - Chłopcy zawsze powtarzali, że ten samolot któregoś dnia nas zabije - wspominał po latach Kalusha Bwalya.

Do Dakaru, na mecz eliminacji mistrzostw świata z Senegalem, kapitan "Bawoła" Feston M'hone chciał lecieć aż z trzema przystankami na tankowanie - w kongijskim Brazzaville, w Libreville, w Gabonie oraz w stolicy Wybrzeża Kości Słoniowej - Abidżanie. Ostatecznie zrezygnowano z pierwszego międzylądowania, ponieważ wojskowy samolot nie uzyskał pozwolenia na wejście w przestrzeń powietrzną Konga.

Stary, pełny usterek transportowiec poleciał więc prosto do Gabonu. Tam zatankował i wyruszył do Wybrzeża Kości Słoniowej. Nigdy tam nie dotarł - kilka minut po wzbiciu się w powietrze eksplodował nad wybrzeżem Atlantyku. Zginęli wszyscy pasażerowie i cała załoga, łącznie 30 osób. Osiemnastu piłkarzy reprezentacji - między innymi podziwiany w kraju bramkarz Efford Chabala i Derby Makinka, który przez krótki czas był zawodnikiem Lecha Poznań, czterech członków sztabu szkoleniowego, w tym najlepszy strzelec w historii reprezentacji Zambii Godfrey Chitalu, dwóch działaczy, dziennikarz i pięciu członków załogi samolotu.

Przyczyna katastrofy długo pozostawała tajemnicą. Początkowo pojawiły się plotki, że samolot został omyłkowo zestrzelony przez gabońskie wojsko. Stosunki dyplomatyczne na linii Zambia - Gabon pogorszyły się, nikt nie chciał wziąć na siebie kosztów śledztwa, przerzucano się odpowiedzialnością. Badanie czarnej skrzynki było niemożliwe, ponieważ "Bawół" po prostu jej nie posiadał.

Zambia okryła się żałobą. Ludzie opłakiwali swoich bohaterów, jednak nie stracili wiary w awans na mundial. - Kiedy to się stało, byłem pewien, że to koniec, że nigdy się z tego nie podniesiemy. Wszyscy mówili jednak, że powinniśmy walczyć dalej - wspominał po latach Kalusha Bwalya. On ocalał, bo do Dakaru miał lecieć prosto z Holandii, gdzie grał w PSV. Przeżył też występujący na co dzień w Anderlechcie Bruksela Charles Musonda.

"Miedziane Pociski" się podniosły. Pięć tygodni po tragedii zagrały swój kolejny mecz w eliminacjach MŚ. W stolicy kraju, Lusace, zbudowana od nowa drużyna pokonała Maroko 2:1. Do USA reprezentacja Zambii jednak nie pojechała - w rewanżu w Casablance uległa Maroku 0:1. Wielkiej rzeczy dokonała za to w roku 1994 - dotarła aż do finału Pucharu Narodów Afryki, w którym przegrała 1:2 z niezwykle silną wówczas Nigerią.

Oficjalny raport w sprawie katastrofy opublikowano dopiero w 2003 roku. Przyczyną tragedii miał być defekt lewego silnika oraz błąd zmęczonego pilota, który zamiast płonącego silnika wyłączył ten sprawny. Samolot stracił wówczas całą moc i runął do morza zaledwie 500 metrów od brzegu. Wszystkie dokumenty dotyczące tej sprawy został jednak utajnione. Część rodzin ofiar katastrofy, między innymi dzieci Derby'ego Mankinki, wciąż walczy o ich ujawnienie.

W 2012 roku piłkarska reprezentacja Zambii, prowadzona przez francuskiego trenera Herve'a Renarda, po raz pierwszy w swojej historii wygrała Puchar Narodów Afryki. Turniej był rozgrywany w Gambii, a mecz finałowy odbył się na Stade de l'Amitie w Libreville, niedaleko miejsca, gdzie 19 lat wcześniej rozbił się wojskowy samolot z drużyną "Miedzianych Pocisków" na pokładzie.

Wielki sukces zambijskiej piłki nożnej nie przyniósł ukojenia rodzinom ofiar katastrofy. - Kiedy Zambia wygrała Puchar Narodów Afryki, wróciły smutne wspomnienia. To stało się w miejscu, gdzie zginął mój mąż. W Gabonie, w Libreville. Nawet zdobycie pucharu nie uczyniło mnie ani trochę szczęśliwą. Nienawidzę piłki nożnej - mówiła Joyce Chabala, żona Efforda Chabali, w reportażu przygotowanym dla magazynu FIFA Futbol Mundial w dwudziestą rocznicę tragedii.

W 2014 roku w Lusace otwarto nowy stadion piłkarski, który nosi nazwę Stadionu Bohaterów Narodowych. Ci bohaterowie to rzecz jasna zawodnicy, którzy zginęli w 1993 roku.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×