Rollercoaster Podbeskidzia Bielsko-Biała

PAP / Marek Zimny
PAP / Marek Zimny

Podbeskidzie Bielsko-Biała fazę zasadniczą rozgrywek Ekstraklasy zakończyło na dziewiątym miejscu. Rywalizacja w grupie spadkowej to dla bielskiego klubu istny rollercoaster. Po czterech kolejkach Górale są czerwoną latarnią.

Nikt w Bielsku-Białej nie wyobrażał sobie takiego scenariusza. Podbeskidzie było bardzo blisko wywalczenia miejsca w grupie mistrzowskiej i jednocześnie zapewnienia sobie utrzymania w Ekstraklasie, a taki cel został postawiony przed drużyną. W bielskim klubie już tydzień po zakończeniu fazy zasadniczej zapewniano, że nikt nie pamięta o zamieszaniu spowodowanym ujemnym punktem Lechii Gdańsk, przez które Górale przez dwa dni byli w górnej ósemce.

Biorąc pod uwagę styl prezentowany przez ekipę z Bielska-Białej wydawało się, że Górale szybko zapewnią sobie utrzymanie w Ekstraklasie. Rzeczywistość jednak brutalnie zweryfikowała plany Podbeskidzia. Bielszczanie w czterech spotkaniach grupy spadkowej zanotowali komplet porażek i w ciągu trzech tygodni z dziewiątego miejsca przesunęli się na szesnaste.

"Musimy się podnieść", "musimy być bardziej agresywni", "każda zła seria kiedyś się kończy" - to najczęściej powtarzane pomeczowe komentarze przez zawodników Podbeskidzia Bielsko-Biała. Górale przyzwyczaili już swoich kibiców do tego, że do końca rozgrywek zaciekle walczą o utrzymanie. Podobną sytuację do obecnej fani Podbeskidzia przeżywali w zeszłym sezonie, lecz wówczas zespół rywalizację w grupie spadkowej rozpoczął od zdobycia czterech punktów w dwóch meczach. Teraz po czterech spotkaniach nie ma na swoim koncie choćby punktu.

ZOBACZ WIDEO Jan Urban: nie mogę mieć pretensji do zawodników, ale... (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

- Gramy cały rok po to, by tą przewagę roztrwonić po matematycznych kalkulacjach - mówił przed jednym z meczów trener Robert Podoliński. Jego słowa okazały się prorocze. Podbeskidzie po 34. kolejce jest szesnaste i do miejsca gwarantującego utrzymanie traci tylko punkt. Jednak rywalizację w grupie spadkowej Górale zaczynali z przewagą trzech "oczek" nad czerwoną strefą.

W ostatnich tygodniach bielszczanie przeżyli prawdziwy rollercoaster emocji, a dopełnieniem tego obrazu był mecz w Białymstoku, gdy Podbeskidzie na kwadrans przed zakończeniem spotkania prowadziło 2:1, ale ostatecznie przegrało, gola na wagę porażki tracąc w doliczonym czasie gry. - To naprawdę sztuka stracić bramkę w doliczonym czasie - stwierdził po meczu trener Podoliński.

Zamiast sielanki jest nerwowość. W Bielsku-Białej nikt nie wyobraża sobie scenariusza mówiącego o spadku z Ekstraklasy. - Musimy się teraz podnieść ze skrajnie trudnej sytuacji. Dopóki jest to możliwe będziemy walczyć i zrobimy wszystko by Ekstraklasa została w Bielsku-Białej - mówił Podoliński. - Musimy dać z siebie maksa i tyle - dodał Mateusz Szczepaniak. - Widmo spadku zagląda w oczy - ostrzegł Damian Chmiel. Atmosfera w drużynie jest kiepska, brakuje pewności siebie, którą zbudować może tylko zwycięstwo. Najbliższa okazja w piątek w domowym meczu z Koroną Kielce.

W poprzednim sezonie Podbeskidzie zapewniło sobie utrzymanie w 36. kolejce, kiedy to w meczu w Bielsku-Białej Bartłomiej Konieczny zdobył gola w doliczonym czasie gry w starciu przeciwko Górnikowi Łęczna. W obecnych rozgrywkach Góralom pozostały jeszcze trzy mecze: u siebie z Koroną Kielce i Wisłą Kraków oraz na wyjeździe właśnie z zespołem z Łęcznej. Walka o utrzymanie w Ekstraklasie będzie pasjonująca do ostatniej kolejki.

Komentarze (0)